Byłem na premierze. Sala full, ale bez popcornu - warunki dobre.
2D, napisy.
Współczynnik urywalności dupy bliski zera, ale nie zawiodłem się jakoś totalnie.
Podpisuję się pod gorzkimi słowami, że jednak film z założenia miał trafiać do najmłodszych i pod tym względem na pewno spisał się na medal.
W sumie z jednej strony spodziewałem się lekkostrawnej rozrywki, bo Hobbit jako w ogóle książka jest napisany lekko z błyskawiczną akcją i raczej dla młodszego odbiorcy. Z drugiej strony, po epickiej kilkunastogodzinnej trylogii, spragniony wrażeń po tych latach stresu czy ten Hobbit w ogóle wyjdzie czy nie, otrzymałem film, który nie do końca spełnił oczekiwania i odbiega jakością i stylem od poprzedników.
Pomysł na trylogię też uważam za przynajmniej niebezpieczny, bo Hobbit to ok. 200 stron, a Władca ponad 1000.
Ile tam jeszcze scen wcisną i jak namącą w fabule, to się okaże, no ale nie wszystko stracone.
Film broni się natomiast przede wszystkim znakomitą rolą Freemana.
Animacja niesamowita (Król goblinów - miód). Gollum i zagadki - extra.
Miło zaskoczony byłem samym początkiem filmu, gdzie smok w ogóle nie był pokazany, tylko jakieś migawki i cień, co działało bardzo na wyobraźnię (jak w pierwszym Obcym).
Jakbym miał dać ocenę, no to niech stracę 6/10, na zachętę.