Warsztatowo "Gigantyczna Broda..." prezentuje się bardzo dobrze, ale biorąc pod uwagę fakt, że strona formalna praktycznie podporządkowana jest budowaniu alegorii, pod którą kryje się banał, w trakcie lektury stopniowo odczuwałem coraz większe znużenie.
W swojej wypowiedzi poruszyłeś bardzo interesujące zagadnienie dotyczace wartościowania utworow (w ogólnym znaczeniu tego słowa). Nie podejmujac sie potencjalnej bo, moim zdaniem, bezproduktywnej dyskusji na temat, co nalezy uznac za banał, a co banałem nie jest, moje pytanie brzmi: Czy jesli u podłoża utworu
lezy lub - jak kto woli -
skrywa się banał, ale opowiada się o nim w sposób niesamowity, to czy wg Ciebie ów "inherentny banał" umniejsza wartość utworu jako całości? Jesli tak, to wynikałoby z tego, że takich utworów jak chocby "Sklepy cynamonowe" czy nie przymierzając "Gigantyczna broda" nie należy poddawać analizie i po prostu nalezy interpretowac je literalnie. Bo i po co odbierac sobie przyjemnosc z lektury, otrzymujac jako rezultat analizy, że ten cały niesamowity swiat przedstawiony, ktory nam sie b. podobal, w rzeczywistosci jest niczym innym, jak tylko zawoalowanym, bezwartosciowym banałem.
Dodatkowo w polskiej wersji wiele stron zostało wydrukowanych w zbyt jasnej tonacji. W komiksie, w którym tak istotna jest gra między czernią, bielą i różnymi odcieniami szarości, wydaje się to gigantyczną niedogodnością w osiągnięciu artystycznej satysfakcji.
Po Twojej wypowiedzi oraz postach innych forumowiczów (vide: watek Muchy) zaczynam podejrzewac, ze chyba cos ze mna nie tak, bo ja w swoim egzemplarzu niczego takiego nie zauwazylem. Byc moze to kwestia moich oczu (wzrok mam tak swietny, jak Witkacy), moze swiatła (komiksy czytam przy sztucznym swietle w nocy), a moze za mocno skupiam sie na samej lekturze i takie niedociągnięcia po prostu pomijam z automatu, bo sa one korygowane w moim mózgu.