No, trzeba przyznać, że album wyszedł fantastycznie. Rano byłem ekstremalnie wkurzony postawą poczty i musiałem się wykazać spokojem mnicha z Tybetu, żeby kulturalnie tutaj pisać, ale jak mi trochę przeszło, to sobie przeglądałem i to jest jedna z najfajniejszych rzeczy, jakie się w tym roku ukazały na rynku. Ta śliska twarda oprawa, sam projekt okładki, rysunki i ziarniste kolory McCaya z takim fajnym retro klimacikiem gazetowym, które wyglądają znakomicie nawet w A4, kredowy papier i jako wisienka na torcie czerwona płócienna zakładka. No cacuszko to jest. Album, który miał się nie udać, a wyszedł lepiej, niż przypuszczali najwięksi optymiści. Co tym bardziej wzmaga moją nienawiść do poczty, że potrafią taki ładny przedmiot zniszczyć.
Inaczej tego nie widzę, niż dodruk zanim wyjdzie dwójka, żeby nakład kontynuacji mógł być sporo większy.