Podobno straszne pierdoły. Jakiś koleś spada z gwiazd, ratują go wikingowie i potem ruda laska mówi mu, że jest nie z tego świata. Kiedy wołano go na obiad i nie było go kilka godzin, to twierdził, że biegał gdzieś z krasnoludkami, więc cała wioska ma go za głupka i musi zostać bardem, zamiast szkolić się na woja. Później koleś ma syna, który podobno rzuca czary i ma kumpla zielonowłosego demona. Ma też córkę gadającą z wilkami, a sam mówi że kocha żonę, ale biega po świecie i poznaje pełno fajnych panienek i - uwaga - żadnej nie bzyka. No przygłup. W końcu jednak chuć daje o sobie znać, więc udaje, że stracił pamięć i lata po świecie z gorącą wioskową piętnastką, którą pewnie zabija, ale twierdzi, że została w jakimś Niflheimie czy czymś takim. Potem niby wraca do żony, ale nie na długo, bo znowu nabiera wszystkich na ten sam numer ze stratą pamięci i hajta się z taką fajną czarną, która zawsze na niego leciała. Dodatkowo ma schizy, bo twierdzi, że za tym wszystkim stoją bogowie.