Ajjj, Wste, to była bardzo zła rzecz, to co zrobiłeś
! Skończyłem nowego Harrego w zeszłym tygodniu, i jedną z najbardziej emocjonujacych rzeczy był właśnie fakt, że wiedziałem, że ktoś z najbliższego otoczenia Harrego zginie, tylko nie wiedziałem kto. A że w trakcie książki wiele z postaci staje wobec smiertelnego niebezpieczeństwa nie raz strasznie się denerwowałem, gdy była to któraś z postaci , którą lubię <Boże, tylko nie on / ona !>
Tymczasem Ty, ot tak, bez żadnego ostrzeżenia zdradzasz kto zginął wszystkim tym, którzy nieopatrznie czytają twój post ! Pozbawiasz ich tych wszystkich emocji zanim jeszcze w ogóle sięgną po książkę! Tak nie można. Apeluję do Ciebie, żebyś czym prędzej zmienił ten post (ewentualnie do moda o jego pocięcie / usunięcie).
Uwaga. Część poniższego posta może być odebrana jako spoiler, choć staram się żeby taka nie była ... mimo wszystko na pewno nie jest to spoiler w stylu Wste, raczej nieistotne drobiazgi...
Odnośnie zaś książki, to podobała mi się bardzo. Znacznie bardziej niż dwie pierwsze części, których nie lubię specjalnie, bardziej niż część trzecia, która jest <tylko> świetna
Czwarta i piąta stoją moim zdaniem na równie wysokim poziomie. Może dlatego, ze znam już i lubię bohaterów bardziej niż za czasów pierwszej części, kiedy dopiero ich poznawałem. Może dlatego, że ksiązka jest gruba , a ja lubię grube książki
Nie będę się wypowiadał na temat walorów intelektualno literackich nowego Harrego. Ja postrzegam książki (i filmy, i komiksy itd.) bardziej emocjonalnie niż intelektualnie. A na moich emocjach Rowling zagrała spiewająco i za to jej chwała ! Naprawdę przeżywałem przygody Harrego, niezaleznie od tego, czy chodziło o mecz Quidditcha, spotkanie z Cho Chang (
) czy konfrontację z Death Eaterami. Nie wiem, może jestem dziwny...
Scena kulminacyjna nieco się przeciąga (jak to zazwyczaj ma miejsce w książkach o Harrym i spółce). Nie jest łatwo uwierzyć, że szóstka DA (w tym Mr. Longbottom
)może stawić czoła dwukrotnie liczniejszym <urodzonym mordercom> jakimi na pewno są DE. No, ale Harry niewątpliwie dobrze wyszkolił kolegów i koleżanki...
Z niecierpliwością czekam aż w którejś książce pojawi się jakiś pozytywny bohater ze Slytherinu... bo na razie Rowling traktuje ich wszystkich jedną miarą : jak lekko (lub bardziej) przygłupiastych łajdaków. Wydaje mi się to krzywdzące w stosunku do domu który kształci ambitnych, ale chyba nie koniecznie złych do szpiku kości czarodziejów.