Mocno zaintrygowany conajmniej entuzjastycznymi recenzjami na forum sięgnąłem w końcu po Skład główny (nadarzyła się okazja w związku z reprintem). Omijałem ten tytuł bo nie jestem fanem tego rysunku i pod tym względem nic się nei zmieniło
. Niemniej w miarę pobytu na forum słuchałem coraz więcej i więcej dobrego na temat Składu. No więc uległem.
W oczekiwaniu na subtelną, błyskotliwą obserwację obyczajowości małej Quebeckiej społeczności ochoczo zabrałem się do lektury. Ku mojemy zdziwieniu jedyne co otrzymałem to ładną, całkowicie jednowymiarową i trochę przekolorowaną pocztówkę. Bez głębi, bez finezji, bez bystrej obserwacji. Co za rozczarowanie.
Myślałem, że to może pierwszy rozdział, ok...spokojnie, to tylko wprowadzenie, etc.. Ale im dalej w las tym barzdiej utwierdziłem się w przekonaniu, że ten komiks nie jest nawet w połowie tak dobry jak tu usłyszałem a porównanie, do niedzielnego familijnego TV movie, które gdzieś padło w tym wątku, jakkowiek ostre, jest moim zdaniem całkowicie uzasadnione.
Już pierwszy rozdział mnie zaniepokoił. Nie zdołał mnie ani zaintrygować, ani nakreślić postaci w sposób na tyle skuteczny bym zaczął się z nimi identyfikować czy po prostu ich lubić.
Drugi w ogóle nie wiem jak oceniać, bo mam wrażenie, że to jedna wielka zrzynka z Uczty Babette. Która, mimo, że powstała 2 dekady wcześniej mogłaby by świecić za przykład jak napisać ten scenariusz w sposób inteligentny, intrygujący, inny. (jeśli ktoś nie widział, bardzo polecam)
Trzeci rozdział, który stara się wprowadzić trochę fermentu, w gruncie rzeczy też jest całkowicie przewidywalny, jednowymiarowy i zaskakująco sztampowy (zwłaszcza konkluzja).
Reasumując zamiast dobrej obyczajówki, a dostałem widokówkę. To nie jest zły komiks, nawet przyjemnie się to czytało, ale uważam, że daleko mu do miana arcydzieła, a kultowy status jaki tu uzyskał jest dla mnie zupełnie niezrozumiały, podobnie jak niektóre opinie.
Np. Itachi napisał:
"Dla mnie jako dyplomowanego socjologa "Skład główny" był lekturą iście pasjonującą, romantyczną i sielską zarazem. Loisel umiejętnie prowadzi bohaterów owijając ich licznymi relacjami społecznymi, ukazuje przy okazji cykliczność życia i jego kruchość zarazem."
To lepiej brzmi w Twoim zdaniu niż jest w rzeczywistości. Pokazanie cykliczności i kruchości życia bo jest pogrzeb w tym komiksie? Come on... Jason w Hey, wait zrobił to w pasjonujący i poruszajacy sposób praktycznie bez dialogów. Tutaj to wszystko jest odarte a jakiejkowiek emocji głębszej i pozbawione jakiejkolwiek refleksji. Owijanie licznymi relacjami społecznymi? Przecież to atrybut praktycznie każdej obyczajówki, która nie dzieje się na bezludnej wyspie. Tylko to wszytsko trzeba zrobiż jeszcze w interesujący sposób i mieć do tego pretekst. A tu nic takiego nie ma.
No nic, zobaczymy jak będzie po lekturze drugiego integrala
Technikalia:
Brawo dla Ongrysa, za wydanie i wpsółptracę z czytelnikami.
W sammym komiksie:
Absolutnie irytuje mnie maniera przeciągania dymków po całych obrazkach w miejscach, gdzie absolutnie nie ma takiej potrzeby. Irytujacy i niepotrzebny szum na planszy.
Zgodzę się z kolegą Death:
"Prawie tak samo wkurza mnie napis Skład główny na składzie Marie. "
Ugh! Wydawcy nie róbcie takich rzeczy. A jeśli już to nie tak obciachowym corel fontem. (Jełśi tak jest w oryginale, to twórcy powinni sie wstydzić)