Przeczytane.
Fabularnie - nic specjalnego. Ot, historyjki naiwno-wzruszające, poznajemy sytuację kolejnego "pacjenta" tytułowego balsamisty, trochę przybliżona sylwetka głownego bohatera. Czekam na drugi tom, moze autorka wniesie coś poza historyjkami, bo, szczerze, czytanie po raz kolejny o tym kto jak umarł po prostu po pewnym czasie może sie oklepać. Ale przeczytałam z przyjemnością, ot, lektura "kibelkowa", jak to mówi Louise.
Kreska - cóż. Nie zachęca. Sceny pozbawione jakiegoś ognia, dynamiki, wlecze się to równomiernie i statycznie, całość poprawna, ale nic więcej o kresce powiedzieć nie można - no, może tyko tyle, że autorka ma wyraźną niechęć do cieniowania, przez do manga może sie wydać płaska. Trochę mi przeszkadzało to, że praktycznie wszystko jest rysowane liniami tej samej grubości (ale to może byc tylko moje wrażenie, nie jest to jakaś naukowo podparta opinia). Sceny zabarwione erotyczne są tak pozbawione czegokolwiek, że główną rozrywką było dla mnie wyobrażanie sobie co kogo boli w tej pozycji
Ale zdarzają się rysunki, przy których szczęka opada, przyznaję.
No i znowu tańczymy do tej samej śpiewki co przy Suppli. Co prawda tutaj kwiatków stylistycznych jest mniej, ale nadal mam wrażenie, że po polsku nie czytam. "Kim on jest? Ten/tamten* człowiek" mówi ktoś patrząc przez okno. Może i oryginał jest inny, ale mnie się obrzydliwie nachalnie nasuwa "ano hito". Nawet jeśli owego "ano hito" tam nie ma, i tak mamy do czynienia z błędem stylistycznym na poziomie podstawówki. Szanowny Wydawco: ludzie w Polsce mówią "Kim jest tamten człowiek?". Nie obchodzi mnie jak mówią w Japonii. W Japonii mogą nawet mówić uszami, jak czytam po polsku, to w tym języku chcę myśleć. Błagam, zatrudnijcie kogos do stylistyki, studenta filologii na pół etatu, bo ja chcę czytać komiks, a nie obserwować spolonizowaną wersję teatru kabuki. Literówek jest znowu na tyle dużo, ze je zauważam (a jestem ostatnią osobą do zwracania na to uwagi, jako że mam dysleksję), kilka błędów w przeniesienu wyrazów, znowu "lokalizacja" kulturalna woła o pomstę do nieba (po cholerę te ryby drapieżne w pierwszym rozdziele? nie można było inaczej?) Trzymanie się kurczowo oryginału powoduje, że całość wychodzi sztucznie, ale to już mówiliśmy. Nie upieram sie przy całkowitych zmianach, ale chyba Kami tłumaczeń nie oberwało by Wam głów za zmianę nazwy tej nieszczęsnej ryby na zwierzątko znane polskiemu czytelnikowi. Karpik, pirania - też rybka, a przypisu nie trzeba.
Czemu się tego czepiam - bo uważam, że ortodoksja jest nieżyciowa. Jeśli już tak sie trzymacie, to proszę o zostawienie onomatopie japońskich i robienie przy każdej gwiazdki z tłumaczeniem "cichutki śmiech młodej kobiety, zazwyczaj z zasłoniętymi ręką ustami" czy "oznacza przerażenie, zaskoczenie, dźwięk ma naśladować jedno głośne uderzenie serca". Bo przecież tych dźwięków też NIE MA w polskim języku, więc nie wolno ich tłumaczyć, prawda?
Błagam, zróbcie coś z tym, bo naprawdę chcę polecać Wasze mangi z czystym sumieniem i sprawić, żebyście zaistnieli na rynku potężnie. Na razie wypełniacie lukę, zapotrzebowanie wśród starszych czytelników na pozycje inne niż mainstream - chwała Wam za to. Ale jeśli pojawi się wydawnictwo, które oprócz ciekawych komiksów będzie prezentować dodatkowo wysoką jakość stylistyczną... Cóż, ja mimo uwielbienia dla Ranmy polskiego wydania nie kupię. Jeśli będzie wychodził Kenshin (którego kocham ponad wszystko) - też nie będę kupować, bo mnie dreszcz obrzydzenia jak czytam przechodził (OTTO? OTTO?!?!?!). Za to kupować będę Alchemika, bo kiedy czytam, to mam wrażenie, że obserwuję żywe, normalne osoby, bo to takie naturalne jest.
To chyba nie jest aż takie trudne, prawda?
*nie pamiętam dokładnie. Obawiam sie, że było "ten człowiek"