siema,
dzięki orgom za fajny turniej, przeciwnikom za mega luźne bitewki, i wreszcie Ilonce i Emerytowi za gościnę
koniec końców jestem miło zaskoczony moją wysoką pozycją. choć wiara w końcowy sukces rozwijała się w miarę rozgrywania kolejnych gier.
1 bitwa, kolego Adrian ze Szczecina, który ruszył później na zwiedzanie grodu Kraka. CSM, 2 świnie z lashem, 2 x berki, 2 x plagi, 6 oblitów, defiler, termosy, LR.
w związku z tym, że gramy na znaczniki, oddałem zaczynanie. chwilę później dowiedziałem się, że gramy DoW, więc biorąc pod uwagę, iż miałem trochę "nasty" rzeczy w podach, ucieszyłem się niezmiernie z tej decyzji
przeciwnik wyszedł wszystkim, nie rzucił smoków. Fangi poustawiałem tak, by byli niewidoczni dla oblitów i defilca, z polem ostrzału na znaczniki.
w pierwszej turze udało mi się znęutralizować jedne oblity i landka, po czym resztą armii zacząłem ostrożnie wychodzić na pozycje, by później móc swobodnie zajmować znaczniki. zgodnie z przewidywaniami to co spadło dostało solidny łomot z kontry, choć skóry tanio nie sprzedali (zabili kilku berków w obu przypadkach, jednych nawet połowiąc, i podwątlili DP). WG zginęli, ale dopiero w 2 turze combatu, a z WG z oddziału GH z cyclonem na głowie uciekł
w kierunku drugiego składu oblitów posłałem 2 lone wolfów, którzy z powodzeniem skupili na sobie uwagę wspomnianej trójki. w kolejnej turze urwałem działo defilcowi, zabiłem steleportowanych termosów (zniszczyli mi z combi melt rino), odstrzeliłem DP, rozpocząłem zmiękczanie kolejnego, zabrałem się za otwieranie rinosów i otwieranie rinosów, jednocześnie śmielej przesuwając się na pozycje do zajmowania znaczników. generalnie otwieranie rinosów i strzelanie w świnie szło mega opornie.
defiler z powodu braku działa wybrał się po uciekającego WG z cyclonem na głowie, zabił go, ale dostał kontrę z melt. w tym momencie poczułem się nieco bezkarnie, jedyne strzelanie przeciwnika tłukło w nadciągające lone wolfy.
zbliżał się koniec bitwy, adrian postawił wszystko na jedą kartę wyszedł resztkami berków na znacznik, by wesprzeć plagusów, których udało się wreszcie wysadzić, w staraniach o zajęcie znacznika, świnią na ostatniej ranie przygotował szarżę dla berków (około 6 szt) na świeży oddział dziczy + 2 runków, kolejnymi plagami zajął znacznik, przyblokowawszy go dodatkowo rino. lash wyszedł, nie zablokowałem go ani na 4+ ani na 5+.
combat był dla mnie mega udany, świnia zabiła 2-3 GH, berki chyba nikogo, jego fist nie zdążył uderzyć, świnia zgodnie z oczekiwaniami padła, a ostatni berek zdał kilka sv od przewagi. nadeszła moja ostatnia tura. miałem jeden znacznik, przeciwnik 2, 2 były wolne. no ale ja miałem jeszcze ostatnie słowo, i w sumie 4 troopsy
opcji było aż nadto. lone wolfy zginęły wrescie, z tym, że jeden skręcił po plagów, ale pozostająca przy życiu dwójka do spółki z 2 pozostałymi przy życiu berkami zabiły go. jedna świeża dzicz ruszyła po znacznik strzeżony przez 2 plagów i 2 berków, druga po znacznik z 4 plagami. z rakiet pozabijałem berków, byłem w zasadzie przed szarżą w zasięgu znacznika, strzeliłem z melty i combi, zabijając 1 z nich. drugie fangi zniszczyły blokującego znacznik rino, nie mogłem ryzykować strzelania do większego składu plagów, gdyż mogłem nie mieć zasięgu szarży.
podopalałem sztandary i heja...! koniec końców dobrze, że się tylko tak skończyło. 1 plag wygrał combat z 9 GH (przerzuciłem "1" z fista na "1"). na szczęście zdali ld
drugi skład spisał się nieco lepiej, bo zgładził 2, ale to było jednak za mało. zgodnie z oczekiwaniami 2 runków + GH dobiło ostatniego berka.
wynik 16:4 dla mnie. lekki niedosyt.
2 bitwa "sam on" czyli Vladi i Vlad Angels.
rozpoczynałem, spodziewałem m się, że Vladi będzie ostrożnie objeżdżać, jak ma to w zwyczaju. wrzuciłem 2 składy GH z jednym runkiem z paszczą do rezerw, aby później wejść na flankę. jakiego bym wówczas plana nie miał, nie wypalił, bo jak to pewnym kawale było, "strażnika nie ma, a brama otwarta"
Vladd poszedł wszystkim w rezerwy.
zaskoczyło mnie to nieco, w sumie z perspektywy czasu mogłem przez 2 tury fangów jakoś inaczej ustawić, bo jakoś kiepsko się przy mobilności Vlada spisywali. oczywiście posłałem Lone Wolfyw stronę krawędzi, by trochę Vladowi napsocili.
w związku z powyższym drop pody zrzuciłem tak, by składy mogły się pochować, a same pody miały covera.
wyszedł Vlad, i odstrzelił mi jedne fangi, i wsadził imobila na rino, gdzie siedziała dzicz z jednym z runków
lone wolfy włączyły tryb "good mode", Vladi walił do nich czym popadło, a ja wszystko zdawałem. kupowało mi to czas, bo Vlada robiło się coraz więcej, a fangów jednych nie było już, a drugie mało co widziały. jeden Lone Wolf padł turę później, drugi przeżył i załatwił baala, postrzelałem do AB z MM, został jeden na 1 ranie. no i tak sobie strzelaliśmy do siebie, jak Vladi wspomniał, niedzielna bitwa. coś mi się z turami pochrzaniło, myślałem że jest dalej. Vlad rozpoczął polowanie na miękkie KP, rinosy, pody, mniejsza dzicz. ja starałem się robić to samo, ale szło mi gorzej, wciągnąłem jednego z 2 z kolejnego składu AB, skadłubkowałem 3 czy 4 razory, ale ich nie dokończyłem, w międzyczasie Vlad zabił sobie librę, mi zwiali fangi, poniszczył rina i pody, mały skład z cyclonem.
finalny wynik 5-15 dla Vlada głównie przez KP, z VP Vladi mial chyba 400 przewagi. generalnie przegraną zakładałem
z rzutami nieco Vladi kulał, ja momentami nieco ponad przeciętną
odchodząc od stołu nie czułem się jednak jak dziecko, któremu zabrano cukierki
3 bitwa, Adam Uhl "przez samo h"
Vader, Tyrki. Tyrant, z obstawą, samiec alfa, jakieś gaunty, 2 składy genów, 2 tervigony, zoantropy, 2 x hive guardzi, 2 x carnifex i biovora.
wyglądało to tak, że najchętniej się wyminiemy, ja będę słał kilka rakietek i piorunów, trzymając się 18" od krawędzi. jednak wystawienie Adama, jak i piwko do obiadu, zainspirowało mnie do nieco bardziej śmielszych kroków. oboje wystawiliśmy się "w kupie", on otoczony maluchami, wrzucił genki do rezerw. ja bliżej niego lone wolfy, rinosami blokując ewentualne nadejście genków. Adam strzelił z biowory, ale bez większych sukcesów. w mojej turze spadłem drop podem z guardami pod sam pysk tyrantowi et consortes, z dwoma runkami z paszczami. co prawda zniosło mnie, nie mogłem już aż tak bardzo optymalnie wykorzystać paszczy, ale nadal zapowiadało się obiecująco.
drugi pod oflankował tyki z drugiej strony, gdzie miałem zamiar przetrzebić drugie guardy (melta, combi i cyclon).
fangi wraz z 3 runkiem oraz oraz drugi cyclon zaczęli nękać Tyranta z obstawą. szło im to całkiem całkiem, głównie ze względu na słabe rzuty Vadera. wreszcie przyszedł czas odpalić paszcze. jeden runek musiał się oddzielić od składu, by dziabnąć tervigona i guardów. wszystko to było bardzo ryzykowne, i spodziewałem się, że tych ludków nie będzie już później, ale uznałem, że to zagranie warte ryzyka. w tym momencie Adam mi powiedział, że Tyrant ma shadow in the warp, i jak to działa
ale zdecydowałem się jednak i tak rzucić paszcze, bo później okazji już nie będzie. chyba pierwszy raz w życiu wyszły mi moce na 3d6. do dziury wskoczyły 2 tervigony, jakieś tam gaunty, i oddział guardów, Tyrant rzucił "5"
po ostrzale z combi melt i plazm, Tyrant pozostał na ostatniej ranie podobnie, jak samiec alfa.
ta akcja pociągnęła za sobą niespodziewane skutki. Adam przypomniał sobie, że Tervigon po śmierci powoduje 3d6 strzałów w gaunty w 6". a że 3 z 4-5 składów maluchów były bardzo blisko obu, więc poszło grubo. 3 składy chyba zeszły od razu, 2 pozostałe mocno oberwały.
GH jednak się nie spisali, z całego strzelania wygenerowałem 1 covera na drugim oddziale guardów.
w kolejnej turze guardzi zastrzelili pojedynczego runka, a Tyrant z samcem alfa złożyli WG z drugim runkiem, ale nie skonsolidowali się za daleko.
Adam ostrzelał GH z poda, ale bez większych strat. okazało się, że oba lone wolfy mają zasięg do tyranta i samca Alfa, i ich dobili, idąc dalej w kierunku karnifexa i biovory
w 2 czy 3 turze wyszły jedne genki na tył mojego wielkiego marszu. osłaniały go od krawędzi rinosy, ruszone powyżej 6". Adam otworzył jednego z nich. w mojej turze wypaliłem i zapestkowałem ten oddział. w międzyczasie lone wolfy rzuciły się na karasia i biovore, a fangi ruszyły w stronę strefy rozstawienia Adama. skład GH z poda ostrzelał karasia, a później zaszarżowali go, zagarniając po drodze oddział maluchów, karaś chyba ustał, ale maluchy poszły wszystkie. Vader strzelał z tropek i guardów do podów i rinosów, polując na miękkie kp. ale już nie miał czym zatrzymać wielkiego marszu Wilków
ostatniego sprawnego rinosa użyłem jako punktu przesiadkowego dla fangów i GH, którym genki zniszczyły transport. jeden lone wolfów poległ napocząwszy karasia, drugi załatwił biowore. w międzyczasie 2 genki wyszły w drugim końcu stołu. ustawiliśmy z Adamem w rogu mojej strefy taki teren, aby akurat mogli się schować. szczerze mówiąc i tak nie miałbym czym ich z daleka wyłuskać
GH załatwili karasia, poszli na guardów i tropki, drugi lone wulf dobił karasia, ale sam przy tym zginął. generalnie chyba jedna dzicz, mała z cyclonem, która nie mogła użyć rino jako trampoliny, nie doszła. jeden fang nie był w strefie, więc ich nie policzyłem. niby wystarczyło mieć choćby jeden model, ale generalnie nie chciałem już tym sobie głowy zawracać. nadszedł czas na browara i players party
wynik 19-1.
reszta relacji później. ale były jaja
narka