Jeśli zakładasz, że konwencja jest stała, niezmienna - to zgoda, słoń różowy na miejscu nie będzie. Ale i słoniopodoby byt obok lub na stacji kosmicznej zmaterializowac można, jak pokazał pamiętny odcinek "Babilonu 5" z Michaelem Yorkiem w roli krola Artura powracającego w anachronicznym kostiumie, by wspomóc w boju stawiającą czoła wielkiemu złu zalogę stacji ("A Late Delivery from Avalon" z sezonu 3.). Ale Aaron, (uznaję pierwsze zeszyty za miejsce, gdzie określa się konwencja, z jaką czytalnik bedzie miał do czynienia) umowy nie łamie. Inaczej niż na przykład Terry Moore, którego pierwsze odsłony "Strangers in Paradise" pokazują towarzyszące serii wahanie i niepewność, w która stronę skręcić (choć i tego nie nazwałbym sprzeniewierzeniem się założeniom, raczej efektem spontanicznej potrzeby dalszej pracy nad serią i wynikajacej zen potrzeby dopracowania formuly). Ja - przynam - tego rodzaju zabiegi zazwyczaj doceniam i się nimi cieszę, a jednym z najbardziej zaskakujących filmów ostatnich lat był dla mnie "Magical Girl" Carla Vermuta, własnie dlatego, że założeniem estetycznym tworców było pozostawienie sobie dowolności w zakresie konwencji opowiadania kolejnych epizodów i cos co zaczęlo się jako słodko-gorzki film obyczajowy z potencjałem na "feel-good movie" gdzieś po drodze skręciło w kierunku mocnego dramatu psychologicznego, a potem jeszcze w inną stronę (nie powiem gdzie, bo w tym filmie niepewność kolejnej konwencji jest w moim odczuciu elementem zabawy, a może ktoś się skusi...).
Kontekst "9mm" jest tu przyznam inspirujący, ale dla mnie przekornie, bo seria z "Prodkutu" dawała (chocby dzięki środkom psychotropowym stosowanym przez bohaterów) spore pole do popisu jesli chodzi o tworzenie scen na marginesie założonej rzeczywistości. A sama rzeczywistość, jeśli dobrze pamiętam, nie wykluczała muzulmanina w takim czy innym fabularnym zaułku. I słonia wraz z sasiadującą nim stacją kosmiczną też bym przyswoił, myślę, gdyby w epizodzie 5. na przykład się pojawił. Ale nie znam zalożeń nowej wersji i rozumiem chęć stworzenia solidniejszych fundamentów niż w wyluzowanej (i przez to jednak bardzo atrakcyjnej) wersji z 2003 roku (o której chętnie bym się dowiedział więcej i o którą tm samym podpytuję, ale robię to w dawnym wątku o "Produkcie", by ten zostawić serii Aarona).
Aj, aj, było małe niedopowiedzenie z mojej strony. Jeżeli słoń pojawia się bez żadnego racjonalnego wyjaśnienia, wtedy dopuszczamy się łamania konwencji. Gdy zaś Douglas Adams tłumaczy mi w jaki sposób działa jego napęd nieprawdopodobieństwa, a Lem we Fiasku (a właściwie komputer pokładowy GOD) wyjaśnia jakim cudem Kwintanie zmaterializowali nieznanego rodzaju pociski w pobliżu statku kosmicznego, to ja to bierę jak swoje. A gdy (no, może jeszcze jeden Lemowy przykład, bo uwielbiam) w Cyberiadzie czytam, że są trzy rodzaje smoków: zerowe, urojone i ujemne, a wszystkie one nie istnieją, ale każdy rodzaj w zupełnie inny sposób no to ja tym bardziej to kupuję i kładę się ze śmiechu na podłodze.
Oczywiście, jak sam napisałeś, konwencję można łamać, odkształcać, zmieniać w trakcie trwania utworu, mnożyć zdarzenia cudowne, zachodzące wbrew prawom świata przedstawianego ale wtedy odchodzimy w stronę realizmu magicznego, gdzie o wiele ważniejszym staje się to co się dzieje w ludzkiej głowie niż obiektywna rzeczywistość.
Ja zaś czytając Skalpy założyłem (być może pochopnie), że mam do czynienia z realistycznym dramatem. Paru bohaterów wprawdzie cierpi na różnego rodzaju omamy, ale kładę to na karb chorób psychicznych, zażywania środków odurzających, przemęczenia czy też odniesionych ran. Jak na razie, na podstawie lektury nie mam wystarczających przesłanek by stwierdzić, iż odbywający się tu mistycyzm jest bytem realnym, niezależnym od kilku głów w których się ‘wyświetla’. Owszem, mogę się mylić i tom 5 zrewiduje moje poglądy, ale na razie opieram się na tym co miałem okazję przeczytać.
O 9mm więcej w wątku o Produkcie.