Muszę zaprotestować przeciwko takiemu wybiórczemu krytykowaniu dwóch pierwszych tomów "Berlina", Blacksad.
I trzymając się obranej przez Ciebie drogi nieustannego odnoszenia się do innych historii albo do sposobu ich prowadzenia, tak jakby trylogia Marvano nie miała prawa funkcjonować jako samoistny narracyjny byt, napiszę, że jeżeli 1. tom jest ckliwy, to takie "Blankets" na przykład jest 10 razy bardziej ckliwe; że jeżeli niektóre epizody wydały Ci się znane, to pewnie dlatego, iż zostały zdeterminowane przez Historię przez duże H i przedstawione wcześniej w wielu innych opowieściach, bo inaczej być nie mogło; że "vanhamme'owski" jest tylko wstęp i na tym bym poprzestał...
3 części "Zwierciadła epoki" stylizowane są na gazetowe doniesienia czy też na komentarze z kronik filmowych i zawierają wiele ciekawych informacji, w tym naturalnie pewne oczywistości, bo brak przy tej okazji stwierdzenia, że np. podzielono Niemcy na strefy okupacyjne byłby po prostu... niemądry.
Moim zdaniem to przekaz "Wiecznej wojny" jest prostszy, bo wynikający z innej perspektywy. Tam byliśmy blisko bohatera, nasze postrzeganie czytelnicze szło od jednostki ku światu, na zewnątrz... W "Berlinie" Marvano miał trudniej, tutaj obserwujemy wszystko jakby z lotu ptaka, perspektywa jest oddalona, a mimo to wyczuwa się dramat postaci, stopień pokomplikowania ludzkich losów, władczość Historii...
Nie mogę powstrzymać się od złośliwości... Wydaje mi się, Blacksad, że to raczej Twoja lektura przypominała lot ślizgowy... Gniewasz się?