Definicja marketingu jest jedna i ja jej nie kwestionuję. Ale ta definicja jest po prostu eleganckim opisem oszustwa. Wpływanie na konsumenta, kreowanie w nim potrzeby, której wcześniej nie miał jest manipulacją.
Wybacz, ale znowu mamy problem z definicjami. To nie jest manipulacja, tylko perswazja. Manipulacja zachodzi wtedy, gdy przekonujący ukrywa prawdziwy cel swojej wypowiedzi. W przypadku reklamy i marketingu każdy wie, że ich celem jest zachęcenie do zakupu danego produktu. Manipulacja zaszłaby np. gdyby jakiś recenzent chwalił film jako arcydzieło, nie wspominając, że dystrybutor zapłacił mu za to.
Z racji kierunku swoich studiów miałem trochę zajęć o języku i komunikacji i mogę Ci powiedzieć, że wpływanie na odbiorcę (i w rozszerzeniu kreowanie u niego potrzeb) jest jedną z podstawowych funkcji języka (impresywną). Kiedy mama mówi do dziecka: "Wynieś śmieci", też na nie wpływa. Tekst w gazecie o sukcesach reprezentacji może wykreować u młodego człowieka potrzebę zaangażowania się w sport. Te działania ani nie są nieetyczne, ani nie są manipulacją same w sobie.
Poza tym - mówisz, że nie każdy makreting jest nieetyczny, a jednocześnie zakładasz, że w definicję marketingu wpisane są działania nieetyczne. To jest, jeśli się nie mylę, błąd logiczny.
Jeśli natomiast chodzi o moje podejście do piractwa (o ile w ogóle kogoś ono obchodzi), to ja wcale nie potępiam tego zjawiska, a wręcz przeciwnie. Sam się tym nie zajmuję, ale popieram wolny Internet.
W tym wątku obchodzi, i to bardzo. W końcu to dyskusja o piractwie
Moim zdaniem "wolny Internet" to wygodne hasło, ale według mnie moja wolność kończy się tam, gdzie zaczyna się wolność i prawa innego człowieka. Absolutna, nieskrępowana niczym wolność to kompletna anarchia. Nie mówię, że uważam wszystkie przypadki piractwa za godne potępienia. Moim zdaniem jest ono przynajmniej do pewnego stopnia uzasadnione, jeśli film nie jest w żaden legalny sposób dystrybuowany ze względów finansowych (ktoś w tym wątku wcześniej mówił o niszowym filmie afrykańskim). Są też pewne argumenty za w wypadku dzieł naukowych, które nie są łatwo dostępne legalnie, a które studenci i badacze nie tyle "chcą", co "muszą" przeczytać z uwagi na wymagania uczelni.
Jednak denerwuje mnie to, że niektórzy użytkownicy Internetu najwyraźniej uważają, że mają
prawo do posiadania muzyki, oglądnięcia danego filmu itd. w celach wyłącznie rozrywkowych. Byłbym w stanie zrozumieć złodzieja, który kradnie jedzenie, bo jest głodny, ale nie takiego, który kradnie płyty DVD, bo chce je obejrzeć. Dobra rozrywki nie są niezbędne do życia. Jeśli są dla mnie za drogie, to po prostu ich nie kupuję i żyję dalej.
Poza tym walka z piractwem to walka z wiatrakami, a często także bardziej kosztowna, niż ewentualne straty z niego wynikające. [...] Metodą kija z piractwem i tak się nie wygra, lepiej przyjąć, że takie zjawisko istnieje i starać się do niego dostosować.
Być może jestem idealistą, ale trudno mi zaakceptować istnienie zjawiska, które uważam za nieetyczne, i którego zabraniają przepisy prawa polskiego i międzynarodowego. Co do kosztów, mam odmienne zdanie. Być może firma wyda na ukaranie paru piratów więcej, niż wynosi wartość skradzionych przez nich towarów, ale w dłuższej perspektywie może to być dla niej korzystne finansowo, gdyż taka akcja odstraszy innych od piratowania ich wyrobów.
I tu również przykład (w odpowiedzi na pytanie co proponuję w zamian) - gry komputerowe. Gdy piractwo kwitło w Polsce na dobre na bazarach, ceny gier komputerowych były horrendalnie wysokie. Gdy spadły do dzisiejszego, rozsądnego poziomu, okazało się, że najzwyczajniej w świecie ludziom nie opłaca się korzystanie z pirackich gier i obecnie to zjawisko jest marginalne. Podobnie rzecz się ma z muzyką - niektóre firmy zdecydowały się na udostępnianie mp3 w niskich cenach, co na pewno zredukowało poziom piracenia muzyki. Tą drogą trzeba iść, a nie toczyć pianę i grzmieć jacy to biedni są ci wydawcy (w większości gigantyczne korporacje z milionowymi zyskami), ponoszący gigantyczne straty w zw. z piractwem.
I tu musisz podać jakieś konkretne dane, bo ja np. mam odczucie, że piractwo muzyczne nadal ma się świetnie. Istnieje grupa ludzi, którzy po prostu nie chcą płacić i nawet tanie dobra nie będą dla nich przekonujące. Na fanpage'u WKKM pewna osoba chwali się czytaniem pirackich plików i kiedyś stwierdziła, że przecież nie będzie wywalała 30 zł na komiks ("Thorgala" z Hachette).
Poza tym, łatwo usprawiedliwiać piractwo walką z odpersonalizowaną korporacją, ale trzeba sobie uświadomić, że szkodzi ono zwykłym ludziom. Pracownikom księgarni, sklepów komiksowych czy muzycznych, którym spada sprzedaż. Pracownikom kin, którym spadają zyski. Drukarzom i fachowcom od tłoczenia płyt. Korektorom, tłumaczom, grafikom, dostawcom, także twórcom. Mniejsza sprzedaż danego dzieła uderza przede wszystkim w nich, a nie w wielkie korporacje i prezesów.