Autor Wątek: Silver Surfer  (Przeczytany 8261 razy)

0 użytkowników i 1 Gość przegląda ten wątek.

Offline Szczoch

  • Pisarz bracki
  • ****
  • Wiadomości: 769
  • Total likes: 0
  • Płeć: Mężczyzna
  • Ani czarny, ani kwadrat, ani na białym tle.
Odp: Silver Surfer
« Odpowiedź #30 dnia: Wrzesień 13, 2017, 10:20:16 pm »
Z ogromną przyjemnością przeczytałem "Silver Surfera: Nowy świt" z WKKM.
O wysokim poziomie tego komiksu pisało już wielu użytkowników, tak jak i wielu wyrażało żal, że marne są widoki na kontynuację tej serii u nas (a może jednak jakieś zbiorcze wydanko?).

Postanowiłem się więc skupić na znakomitym rzemiośle Mike'a Allreda i tym, co ono do tego komiksu wniosło.
Oczywiście, w pełni się zgadzam z opiniami, że Dan Slott - tak jak w "She-Hulk" - udowadnia tu, że umie pisać i ma niezłe poczucie humoru. Widocznie dobrze mu robi niższe ciśnienie ze strony redaktorów. Jednakże przyglądając się dokładniej "Silver Surferowi" widać, że wiele się tu nie napracował. Historia jest prosta, praktycznie jednowątkowa, przeprowadzona szybko i bez większych zaskoczeń. Wyróżnia się zdystansowanym, "dziwnym" humorem, na granicy naiwności. Tyle.
"Jakość" temu komiksowi nadają - moim zdaniem - rysunki Allreda i to w jaki sposób spajają się z tekstem Soltta. Allred to oryginalny twórca, który przybył z komiksu niezależnego, a w swoim stylu mógłby spokojnie do dziś tworzyć różne "graphic novels" w stylu - powiedzmy Daniela Clowesa. Tymczasem od dość dawna spełnia się w minestreamie - i to superbohaterskim. Okazuje się, że jego rysunki mają zarazem wiele wspólnego z klasycznym superhero z lat 60. Niektórzy widzą w nich nawiązania do Kirby'ego - mnie jakoś bardziej kojarzy się z jeszcze starszym "Batmanem" - w wydaniu Boba Kane'a, czy Dicka Spranga. Powierzenie mu postaci Silver Surfera było wyraźnym ukłonem w kierunku dziedzictwa Kirby'ego i Johna Buscemy.
Decyzja tym bardziej trafna, że Allred nie rysuje "zwykłego" superhero. Zawsze nasyca je dziwnością, czego najsłynniejszymi przykładami są "X-Stratix" i zapewne "Madman" (którego jednak bliżej nie znam).
Rysowane przez niego postacie oglądamy z dziwnych, odkształcających perspektyw. Ich ruch jest sztywny, lunatyczny. Twarze są jakby nieobecne, wyrażając emocje nie zawsze adekwatne do sytuacji. Tła są z jednej strony uproszczone - budowane kolorami, z drugiej - gdy mamy do czynienia z architekturą - ujawnia się ich konstrukcyjny realizm, jak na wizualizacjach architektonicznych. Do tego dochodzą intensywne kolory - nieraz popartowe i płaskie, nieraz o ciekawej fakturze - komponowane przez Laurę Allred.
Wszystko to stwarza wrażenie unikatowej oniryczności. Jakbyśmy błądzili w dziwnym śnie, w którym (nie)rzeczywistość jest szalenie intensywna, a zarazem odcięta ścianą z wygłuszającego szkła. Skutkuje to najrozmaitszymi efektami artystycznymi: wyostrza się dziwny humor jego komiksów, z kolei przemoc - której jest w nich sporo - ulega oddaleniu i stłumieniu.
Wspaniale zagrało to w pierwszej połowie "Nowego świtu" - rozgrywającej się w kosmosie, na dziwacznym Impericonie (ależ chciałbym zobaczyć, jak wyglądałaby "Saga" z rysunkami Allreda a nie Staples!). Przebiły to jednak rozdziały końcowe - rozgrywające się na ziemi, we śnie. To już był pełen odlot i znakomita komiksowa uczta.

Bardzo cieszę się z tego znakomitego, lekkiego ale zachwycającego tomu. I serdecznie go polecam.
A poza tym uważam, że "Iznogud" oraz "Saga o Potworze z Bagien" powinny zostać w całości wydane po polsku.