Wybryki Xinophixeroxa to bardzo dobry komiks - to po pierwsze.
Akwarelki Sandovala to ekstraklasa - to po drugie. Już dla samej grafiki warto mieć/czytać/podziwiać ten album.
Słyszałem, że tam nie ma żadnej fabuły i że album to sama grafika.
Spore więc było moje zdziwienie, kiedy na samym początku opowieści, autor przedstawił kilka ciekawych postaci: pisarkę, która podpisała pakt z jakimiś nieczystymi siłami, grabarzy, z których jeden cały czas płacze, dwójkę rezolutnych dzieci no i genialnego Xinophixeroxa.
A opowieść? Po prostu wciągająca od pierwszej strony. Niespieszna fabuła, leniwe przechodzenie do kolejnych scen, poprzez pokazywanie widoczków... Plus odjechane pomysły, typu Xinophixerox zażywający kąpieli dymnej z komina, zrzucony na zwłoki starej olbrzymki woreczek, tajemnicze zupy. No Łauma, Muminki, tylko bardziej odjechane i genialnie namalowane akwarelkami.
Potem magia opowiadania straciła dla Sandovala znaczenie i zaczęła się rzeź. Zarówno w miasteczku, jak i w rysunkach. Odjazd maksymalny. Graficzne cuda. Kobieta-ośmiornica, strzelanie mlekiem z sutków, demoniczny gwałt, no rzeź na maksa. Najbardziej podobał mi się ten demon, który miał rogi jak żuk a między nimi powieszonego na sznurkach człowieka (?).
Szkoda, że Sandoval nie skupił się bardziej na relacjach między tymi niewątpliwie ciekawymi bohaterami, jakich wykreował na początku (po drodze pojawiły się jeszcze dwie panie, w tym jedna puszczalska), bo to mogło być nawet - wiem, że wielkie słowa - arcydzieło.
A tak jest "tylko" bardzo dobry komiks, z absolutnie genialnymi rysunkami, trochę magii opowieści na początku komiksu i rzeź przez spory kawał albumu. Kto nie ma, musi kupić. Perełka.