U Andreasa temat smierci przewija sie bez przerwy - Rork, Cyrrus-Mil, teraz Arq. Andreas tworzy te swoje fantastyczne swiaty, ale w gruncie rzeczy pisze o rzeczach, ktore sa dla niego wazne. A jako czlowiek w sile wieku, calkiem mozliwe, ze mysli o smierci juz calkiem na biezaco - tyle tytulem wstepu.
Dla mnie komiks Arq to wielka afirmacja zycia - troche pod tym wzgledem przypomina Mulhland Drive Lyncha, w ktorym glowna bohaterka dowiaduje sie, ze jest martwa. Tutaj tez Julian w ostatnim tomie uswiadamia sobie (to jest przedstawione jako scena rozmowy z samym soba), ze cala historia opowiedziana w komiksie to jego rozpaczliwa proba, zeby odzyskac utracona szanse przezycia. Czyli cala ta historia dzieje sie w ulamku sekundy, kiedy Julian spada. Im blizej ma do ziemi tym bardziej watki rozpadu nasilaja sie w komiksie, takze kolorowe plansze zmianiaja sie na czarno-biale. Ale ten stan nie moze trwac wiecznie, wiec w koncu Julian musi stanac przed koniecznoscia przyznania prawdy - smierc jest nieodwracalna (to znow mi przypomina Ziemiomorze Ursuli le Guin). Inne osoby ktore Julian wciagnal w swoja wizje probuja sie z niej wyrwac (to jest symbolizowane otwieraniem tych butelek z tuszem, ktore przywracaja najpierw czern, a potem odcienie szarosci), ale dopoki Julian nie zaakceptuje swojego przeznaczenia nie moga wrocic do wlasnego zycia. Komiks pomimo ponurej wymowy ma tez pozytywny akcent - pomimo przeszkod zycie tych osob bedzie toczylo sie dalej, juz bez tych bajkowych wstawek, po prostu twarda proza zycia, ale za to w kolorze. Na koniec mrugniecie oka Andreasa do czytelnikow - szczesliwa rodzina o ktorej marzyla Alana z Travisem nie dojdzie do skutku, dlatego ich corka nigdy sie nie urodzi - na ostatniej planszy nastepuje przejscie z koloru przez czern z powrotem do swiata wyobrazni, gdzie Eve pisze na piasku slowo Arq - jedyna rzeczywistosc w ktorej mogla istniec, a potem znika...