Zajrzałem sobie ponownie na Amazon: poczytałem oceny Spore'a - gra, mocno przecież promowana i reklamowana jako efektowna i innowacyjna, zarobiła w średniej ... jedną gwiazdkę na pięć możliwych. Postów wg. informacji - lekko ponad 2000. Powtarza się w tych ocenach wściekłość na zastosowany system zabezpieczeń. Treść i wykonanie gry oceniane jest, co zrozumiałe, różnie. Ale mimio wszystko jest coś dziwnego w takiej jednomyślności - wydawcy mogliby sobie zapewne to i owo przemyśleć. Jakoś trudno mi wyobrazić sobie, że znacząca większość oceniających to osoby jednoznacznie opowiadające się za piractwem, które chciałyby pokątnie sobie grę kopiować czy umieszczać na różnych torrentach. Więc o co tu chodzi? Zrozumiała ochrona własności intelektualnej czy wpływów producenta i wydawcy? Uderzenie w zjawisko odsprzedaży i wtórnego obiegu gier - jak zauważył któryś bystry Hamerykaniec? Skrócenie żywotu danej gry by zapewnić sprzedaż nowym produkcjom? Powolna eliminacja fizycznej sprzedaży produktu (na nośnikach) na rzecz wynalazków typu Steam? Chytre zabiegi o uzależnienie klienta od firmy?
Pogrywam sobie wyłącznie na PC, pomysły na drm-y mnie niepokoją, bo widzę w tym sprowadzenie kupującego z roli właściciela ( ze zrozumiałymi ograniczeniami licencyjnymi) produktu do roli jego użytkownika, osoby która płaci za wypożyczanie, korzysta raz czy dwa, a następnie już do gry nie wraca (chyba, że zapłaci ponownie). A może to tylko dostosowanie strategii sprzedaży do cech produktu? Życzyłbym sobie, mimo wszystko, gier coraz bardziej złożonych, przeznaczonych dla dojrzałego odbiorcy a nie tylko efektownych, intensywnych na zasadzie teledysku, takich które kończy się w 6 godzin a nastepnie bez żalu ususwa z dysku (pudełka nie trzeba nawet odkładać do szafy, skoro pozyczyło się grę na Steamie)