Gratulacje Tak się składa, że ja jestem obecnie na ostatnim etapie przeprowadzki na nowe mieszkanie i mam już wszystko z wyjątkiem neta (nie sposób urwać się wcześniej z pracy, żeby kupić okablowanie, psiakrew). Za parę dni powinienem uporać się z tym problemem i wtedy zapraszam do sparingu! I o ile Ci to nie przeszkadza, ruch wektorowy. Jestem w trakcie gry z Damianem i stwierdziłem, że ta opcja ruchu zapewnia większą frajdę niż cinematic.
Co do battle reportu, zdecydowałem przerobić go pod bieżącą rozgrywkę zamiast pierwotnej bitwy z bratem, stąd ten niewielki update pod spodem: Dysze napędów korekcyjnych na burtach okrętów Ligi zapłonęły znienacka niczym miniaturowe słońca, odpalane w precyzyjnie obliczonych sekwencjach. Pokładowe kompensatory grawitacyjne zaczęły walczyć z nagłym przeciążeniem, ale pomimo elektronicznego sprzężenia z komputerami sekcji napędowej miały półsekundowe opóźnienie w stosunku do dysz korekcyjnych, co owocowało nieprzyjemnym ściskaniem wnętrzności u członków załóg. Większość personelu w związku taktycznym Thomalli miało dostatecznie dużo doświadczenia w tego rodzaju manewrach, by przezwyciężyć duszności, ale kilku nieszczęśników z najnowszego przedziału musiało przed zamknięciem hełmów starannie przetrzeć je od wewnątrz.
Komodor studiował wzrokiem położenie nieprzyjacielskich jednostek. Unici przyśpieszali idąc pierwotnym kursem i przesuwając się ku ostatnim w szyku okrętom Ligi. Obracające się w ślad za nimi okręty NSL zmieniały co prawda ustawienie dziobów ku wrogowi, ale wciąż jeszcze szły starym kursem, bo uruchomienie w tej chwili głównych napędów pchnęłoby je w stronę warpa, co w rezultacie groziło rozminięciem się z formacją ESU.
Nie dotyczyło to jedynie
Steinmanna i
Johannsena. Obydwa eskortowce znajdowały się daleko w tyle rozciągniętej formacji Ligi i Thomalla obawiał się, że nieprzyjaciel obejmie je zasięgiem rażenia, zanim reszta jego okrętów zdąży zawrócić.
- Połączcie mnie z tylną strażą – zażądał komodor. Na ciekłokrystalicznym ekranie pojawiły się dwa okna telekonferencyjne. Kapitan Folken z niszczyciela
Steinmann. Kapitan Braun z fregaty
Johannsen.
- Będziecie mieli spory kłopot – oświadczył Thomalla świadomy tego, że obaj mężczyźni widzą go na ekranach swoich terminali – Idą na was kursem zbliżeniowym, a my nie zdążymy obrócić się na czas, żeby ich przechwycić. Są w stosunku do was ustawieni bokiem, ale nie łudźcie się, że tak pozostanie. Dranie mają dobrze zgrany zespół, a przy tym wyskoczyli z warpu pod niekorzystnym dla nas kątem. Odpalą w odpowiednim momencie silniki korekcyjne i wykonają zwrot wprost na was, a potem otworzą ogień. Zróbcie do tego momentu wszystko, co zdołacie.
Komodor odczekał, aż obaj oficerowie potwierdzą odbiór rozkazu, po czym zerwał przekaz. Folken i Braun pobledli zauważalnie, ale trzymali się jak na zawodowych marynarzy przystało. Thomalla zagryzł wargi zdając sobie sprawę z faktu, że właśnie rozmawiał z nimi po raz ostatni. Nie mieli żadnej, absolutnie żadnej szansy na przeżycie – może z wyjątkiem natychmiastowej kapitulacji systemu, ale takie rozwiązanie nie wchodziło w grę. Komodor nie zamierzał przed intruzami składać broni, a tym samym skazał właśnie na śmierć parę starych podkomendnych i dobrych znajomych. Dwa eskortowce w konfrontacji z siódemką cięższych od siebie okrętów nie mogły przetrwać. Straszna prawda dotarła do całej obsady mostka, bo przyciszone dotąd głosy operatorów teraz umilkły całkowicie, a zamknięci w skafandrach ludzie nie odrywali wzroku od ekranów.
Stało się dokładnie tak jak przewidział Thomalla. Przesuwające się bokiem okręty ESU weszły w zasięg ognia eskortowców i lasery obu jednostek Ligi zaczęły emitować wiązki niewidzialnej energii z wszystkich pokładowych baterii. Folken i Braun skoordynowali swój ostrzał obierając za cel znajdujący się najbliżej obiekt, lekki krążownik klasy Tibet. Unicki okręt został podziurawiony na długości kilkuset metrów, przez wytopione w kadłubie otwory uciekało coraz silniejszym strumieniem skrystalizowane powietrze świadczące o dehermetyzacji sporej części wnętrza. Z dysz napędowych krążownika wystrzeliły słupy niebieskiego ognia i okręt przyśpieszył wychodząc poza zasięg laserów eskortowców.
Na mostkach
Steinmanna i
Johannsena nikt nie tryumfował, wszyscy mieli na twarzach wypisaną świadomość rychłej zagłady. Folken polecił przenieść ogień na jeden z superniszczycieli, widząc już jak na burtach nieprzyjacielskich jednostek rozbłyskują silniki manewrowe. Pchane ich mocą, okręty ESU zaczęły obracać się równocześnie w kierunku przeciwnika.
Wiązki laserów przepaliły w kilku miejscach kadłub superniszczyciela. Folken rzucił okiem na cyfrowy termostat pokładowych baterii i przeniósł spojrzenie na swój ekran taktyczny. Wtedy właśnie unici odpowiedzieli ogniem.
Thomalla uznał to za przesadę, ale nieprzyjacielski dowódca chciał widać wyeliminować cele po kolei i każdy z nich jednym uderzeniem, toteż wszystkie jego okręty odpaliły pierwszą salwę w
Johannsena. Fregata kapitana Brauna przestała istnieć w ułamku sekundy, dosłownie rozbita na atomy. Dwie i pół sekundy później siedem jednostek ESU namierzyło
Steinmanna i na mostku niszczyciela zawyły przeraźliwie syreny sygnalizujące wzrost emisji Erlichera w sygnaturach energetycznych okrętów wroga. Folken zacisnął dłonie na oparciach swego fotela nie mogąc nic więcej zrobić, czekając z zaciśniętymi zębami na nieuniknione.
Egzekucja jego okrętu trwała całe pięć sekund. Piętnaście sekund później zniknął bez śladu obłok zjonizowanego gazu stanowiący ostatni dowód istnienia
Steinmanna.