Skafander i Motyl
Wreszcie obejrzałem, choć trochę się tego filmu obawiałem. I faktycznie - działa na wyobraźnię, ale raczej jako katharsis niż dołująco. Historia redaktora naczelnego Elle, który kiedyś żył jak król, a teraz sparaliżowany jest w stanie poruszać tylko powieką.. Jeszcze podczas oglądania trochę mnie drażniło, że historia dzieje się za szybko - najpierw bohater przeżywa rozterki pt. chcę umrzeć, po czym za 3 minuty jest już wszystko ok. Ale potem zrozumiałem, że taki był zamysł - temu człowiekowi po prostu zostało tak mało czasu, a film w założeniu jest naturalistyczny (realistyczny..jakkolwiek)--> spełnieniu którego to założenia kapitalnie sprzyjają zdjęcia Kamińskiego (ktoś się ostro,, że tak powiem, jebnął przy tegorocznych statuetkach Akademii w tej kategorii). Natomiast jeden wątek pozwolił filmowi Schnabela wyrwać się z pewnego schematu- świetnego rzemiosła z przebłyskami techniki i aktorstwa - rozmowa telefoniczna bohatera z ojcem (Max von Sydow-klasa). O tym że każdy jest w jakimś swoim skafandrze, który zacieśnia się czasem niepostrzeżenie, a niekiedy bardzo gwałtownie. W sposobie jak się w nim odnajdziemy odbije się istota człowieczeństwa każdego z nas. Ta scena nadała "Skafandrowi" wymiar uniwersalny, coś po czym film się zapamięta. No i prześliczne ortofonistki