Przypomniała mi się jeszcze jedna ciekawa historia. Było to w gimnazjum. Pojechaliśmy na szkolną wycieczkę w góry. Pewnego dnia wchodziliśmy na jakąś górę. Dookoła szlaku był gęsty las. W pewnym momencie zrobiliśmy kilkunastominutowy postój. Usiadłem sobie na jakimś pniu, rozmawiałem z kolegami, gdy nagle zauważyłem, że jeden z nas stoi na uboczu i minę ma dosyć... nietęgą. Podszedłem do niego, zapytać się, co się stało. Zanim zdążyłem się odezwać, powiedział do mnie: "Słyszysz to?". Zacząłem nasłuchiwać. Kiedy gwar wywoływany przez naszą grupę ucichł, usłyszałem to. Mrożący krew w żyłach jęk. To co jęczało, znajdowało się gdzieś daleko, bo jęk był ledwo słyszalny. Na pewno nie był to jęk człowieka. Ani żadnego zwierzęcia, którego jęk miałem okazję słyszeć na własne uszy tudzież w różnego typu filmach przyrodniczych. Kiedy część naszej klasy zauważyła, że tak stoimy i nasłuc**jemy, podeszła do nas. Wszyscy to słyszeli i wszystkich to trochę wystraszyło. Kiedy tym zbiorowiskiem zainteresowali się nauczyciele, powiedzieliśmy m, w cym rzecz. Również zaczęli nasłuchiwać. I nagle stwierdzili, że wypoczęliśmy i pora ruszać dalej. Ale łatwo było zauważyć, że też zrobili się trochę nerwowi. Nie wiem, co to było, ale na pewno było to coś... ciekawego...