Nie ma się co rozpisywać przesadnie - Tibet od zawsze zainteresowany był przeróżnymi religiami, ze szczególnym wskazaniem na ich bardziej ezoteryczną stronę.
Interesowało go pogaństwo ludów Północnej Europy (stąd runy, fiksacja na punckie swastyki, postać Noddy'ego, film "Wicker Man", goście w stylu runologów Freyi Aswynn oraz Iana Reada, wydanie płyty na której islandzki nestor neopogaństwa Sveinbjorn Beinteinsson recytuje Eddę), magija Aleistera Crowleya (sama nazwa zespołu, "Crowleymass", "Lashtal" i inne wczesne industrialne płyty, należał zakonu O.T.O., zresztą do dziś o ile się nie mylę jest wymieniany wśród członków), alchemia i inne okultystycznbe tradycje Zachodu, gnostycyzm (m.in. "Thunder, Perfect Mind" to przecież tytuł jednego z najsłynniejszych tekstów gnostyckich), buddyzm (wszechobecny w tekstach, Tibet był też uczniem lamy Chimed Rigdzina Rinpocze ze szkoły Ningma, któremu wydał płytę z tybetańskimi śpiewami i dziękował we wkładkach, zwrot "Sadness of things" to też echo buddyjskiej fascynacji, a tibetowskie "gate gate paragate" to fragment Sutry Serca), hinduizm (postać Kalki, nadciągająca apokalipsa) oraz oczywiście chrześcijański mistycyzm (postaci Hildegardy z Bingen, cytowanie Biblii i apokryfów, wszechobecna osoba Chrystusa etc.).
W ostatnich latach Tibet identyfikuje się właśnie jako chrześcijanin, ale nie porzucił do końca dawnych fascynacji (chociaż w dużej mierze odcina się od Crowleya, chociaż nie wiadomo jak to do końca z nim jest, vide członkostwo w O.T.O.) a do religii jako instytucji ma on olbrzymi dystans. No i jego "chrzescijanstwo" należy filtrować przez jego specyficzne poczucie humoru. Gdyby więcej bylo takich chrześcijan jak on, świat stanowiłby lepsze miejsce do życia.
Wracając do słów Lilandry, Tibet nie stał się "bardzo wierzący" ostatnio - był taki zawsze, tylko w okresie ostatnich lat skupił się głównie na Jezusie. Nie przeszkadza mi to zupełnie, bo robi piękne rzeczy (jeden z moich ulubionych kawałków C93 to "Patripassian").