Blisko miesiąc po premierze i nikt nie stuka o Ralphie...
Bo zapiera dech?
Moje obawy co dotyczące drugiego cyklu rozwiane. Jest wciąż wspaniale. Podobają mi się kierunki, które wybiera Trondheim, rozbudowując swój świat. Przynajmniej jeśli dobrze je odczytuję. Bo choć pozornie to wszystko działa wciąż w myśl zasady
"there's always a bigger fish"
, a misją pozostaje
właściwe dla tego rodzaju epiki poszukiwanie "świętego Graala"
, to ten przekorny ironiczny uśmieszek nad sprawami świata (i w politycznym, i w metafizycznym wymiarze) czyni z tej serii zaiste wyjątkową przygodę.
Ujmuje mnie w tym tomie część rozwiązań kompozycyjnych: to jak opowiedziany jest
pościg za Ralphem (dialogi o sukienkach i o siusianiu w locie) oraz to jakie miejsce zajmuję kluczowe dla głównej akcji refleksje Bastiana w rozmowie z Millą
, refleksie dla mnie ważne również dlatego, że określają regułę rządzącą wyobraźnią Trondheima i zdradzają, co nas jeszcze czeka.
Ale znamienitość Ralpha na tym chyba polega, że choć wiele generalnie daje się przewidzieć, to klimat rozstrzygnięcia autor ustala już na własnych zasadach. Za każdym razem nie w samym zwrocie akcji tu rzecz, a w nastroju, który temu rozstrzygnięciu towarzyszy. I dlatego nie mogę się doczekać, gdzie nas ta przekorna wyobraźnia dalej poprowadzi.
(Tom 9. jesienią)