Opowieści sieroty t. I Catherynne M. Valente. Książka ta zachwyciła mnie i jednocześnie pozostawiła niedosyt, co jest rzeczą dobrą, gdyż tym większą mam ochotę na tom II.
Streścić tej książki się nie da inaczej niż słowami: młody książę napotyka w pałacowym ogrodzie dziewczynę, którą z początku bierze za demona, więc ona - aby odegnać strach chłopca - zaczyna opowiadać mu historię, która tak go wciąga, że wraca do niej noc w noc. Schemat? Być może, formę opowieści w opowieści w opowieści znamy już z "Baśni z tysiąca i jednej nocy". Tu jednakże bohaterami są książęta trochę mniej sympatyczni niż potwory, które mają zabić; królowie są niegodziwi, wiedźmy o tyleż brzydkie co szlachetne, zaś czarnoksiężnik ma serce czarniejsze niż sama Śmierć. I każdemu dany jest głos, każdy snuje swą własną opowieść, z której poznajemy jego los, zaś wszystkie one są ze sobą splecione i istotnie na siebie nawzajem oddziałują. Nikt nie jest też jednowymiarowy, zaś zakończenie nie pasuje do żadne znanej bajki. I w tym momencie brzmię jak opis z okładki książki
.
Czytelnik nie wie tylko, jakie będą losy chłopca - słuchacza i jaka jest prawdziwa historia dziewczynki - bajarki. Tego dowiem się z drugiego tomu - mam nadzieję.
Na początku trochę peszył mnie styl autorki, pełen wyszukanych metafor rodem z perskich poematów Al-Rudakiego, szybko jednak się przyzwyczaiłam i już nie wyobrażam sobie innego sposobu narracji dziejów chłopca, dziewczynki, Dinarzad, Gwiazd, które nie są bogami i potworów.
Zachęcam do sięgnięcia po książkę wszystkich, którzy chcieliby na chwilę odpocząć od prozy dosłownej, którzy lubią Jeffa VanderMeera, "Małego Księcia" oraz "Baśnie z tysiąca i jednej nocy".