trawa

Autor Wątek: Recenzje  (Przeczytany 190627 razy)

0 użytkowników i 1 Gość przegląda ten wątek.

Offline Snowley

Recenzje
« Odpowiedź #30 dnia: Marzec 10, 2008, 01:57:18 pm »
Jak zwykle recenzja nie moja, lecz w ramach szkolenia języka angielskiego, przetłumaczona. Może się powtarzam, ale myślę, że artykulik jest dość ciekawy.
Death Note
Death strip
Kontrowersyjny japoński komiks – zakazany w Chinach – jest inspiracją dla kasowego filmu i ogromnej ilości fan fiction. Czy żądni sensacji czytelnicy z USA też załapią bakcyla?  
 Douglas Wolk 26 lipca 2007
 Komiks autorstwa Tsugumi Ohby i Tkesch’iego Obaty pod tytułem „Death Note” (którego 12 tomik wydano właśnie w USA) to egzystencjalny horror o kaprysach śmierci. Jest to zarazem wciągająca ‘’letnia’’ lektura; zawrotnie szybki, niesamowicie pokręcony thriller o psychotycznym, niemal wszechpotężnym nastoletnim mordercy – mniej lub bardziej pozytywnym bohaterze – i jego nemezis, najlepszym detektywie na świecie, również nastolatku, spędzający sporo czasu razem skuci .
W Japonii seria jest bestsellerem, dorobiła się dwuczęściowego filmu fabularnego, serii animowanej i zyskuje powoli wyznawców na całym świecie. ( Tymczasem Pekin nazwał „Death Note” „nielegalnymi przerażającymi publikacjami”.)

Fabuła mówi o tym, jak bóg śmierci (Shinigami) o imieniu Ryuuk „przez przypadek” upuszcza swój notes w świecie ludzi. Zapisanie czyjegoś nazwiska w notesie powoduje zawał u tej osoby w ciągu 40 sekund – ale w przypadku jeśli nie określi się kiedy i jak dana osoba ma zginąć. Notes Ryuuka zostaje odnaleziony przez Lighta Yagami’ego, genialnego, znudzonego licealistę – syna policjanta, który postanawia użyć mocy rozdzielania życia i śmierci do stworzenia lepszego świata. Rozrywka zapewniona.

 Najpierw Light zabija najokropniejszych przestępców, jakim udało się uniknąć sprawiedliwości. Potem zaczyna eliminować kryminalistów którzy nie uniknęli kary – i wtedy media zaczęły nazywać tajemniczego, złego skrytobójcę „Kira” (japońska fonetyczna wersja angielskiego słowa „Killer”). Następnie zabija również ludzi, którzy mogą odkryć jego drugą tożsamość, w tym ścigających go agentów FBI. W końcu japońska policja formuje specjalną grupę – do której należy też ojciec Lighta – aby złapać Kirę, a jej szefem zostaje wcześniej wymieniony najlepszy światowy detektyw, tajemniczy człowiek znany jako „L”. (Tak naprawdę jest trzema najlepszymi na świecie detektywami… a to tylko początek. L stał się tak popularny, że powstaje o nim osobny pełnometrażowy film.)      

L odkrywa, że Light może być Kirą, a jeśli nie, to i tak jest na tyle bystry, że jego pomoc może być nieoceniona w śledztwie – i Light kończy jako członek grupy, która ma go wyśledzić. I tu zaczyna się szalona,  zdeformowana zabawa w kotka i myszkę pomiędzy L a Kirą, która zapełnia całą resztę fabuły, w tej czy innej formie.
Jednocześnie autor insynuuje jakiś rodzaj erotycznego napięcia między tą dwójką (kiedy do akcji wkraczają kajdanki), ale zwykle są bardziej zainteresowani zastawianiem na siebie pułapek; są dla siebie tym rywalem, na którego czekali całe życie.

Jest tu nieznośnie dużo „jeśli on wie, że ja wiem, że on wie, to jest to dokładnie spełnienie jego oczekiwań”. A potem… cóż, ciężko mówić za dużo o „Death Note”, jeśli nie chce się ujawniać fabuły – opartej na potężnych zwrotach akcji, z których każdy zawraca w zupełnie nowym kierunku, dopóki nie osiągniemy ostatniego filozoficznego rozwiązania pod koniec serii. Nawiasem mówiąc, Ryuuk, jabłkożerny bóg śmierci jest towarzyszem Kiry, ale nigdy jego sojusznikiem. Jak pisze Szekspir w „Królu Lir” : „ Jak muchy dla psotliwych chłopców tacy jesteśmy dla bogów;/Zabijani dla sportu.”
 
Plotka głosi, ż Death Note tak naprawdę miał być o połowę krótszy, ale kiedy okazał się niezwykle popularny, Ohba i Obata zostali zmuszeni do jego przedłużenia. Ma to sens, gdyż gdzieś w połowie serii następuje wydarzenie, które mogłoby być naturalnym zakończeniem. Jednak sądzę, że to tylko zmyłka, która zapowiada zmianę ( której część czytelników nienawidzi) w wymowie komiksu – staje się przypowieścią o moralności, nieśmiertelności i różnicy pomiędzy egzystencją fizyczną a tożsamością. Pod koniec akcji następuje seria wyjątkowo nieprzyjemnych scen w których jeden z bohaterów bawi się figurkami przedstawiającymi resztę obsady – a potem zakłada maskę z twarzą innego bohatera. W pierwszej połowie „Death Note” L i Kira to postacie jak każde inne, ale w drugiej części Ohba podkreśla, że są przede wszystkim utożsamieniem typów osobowości których rolę można podjąć lub odrzucić.    
Historia jest ciężka, ale pierwsze przeczytanie bez głębszej analizy nie sprawia żadnego problemu. „Death Note” to niewiarygodnie niepokojąca lektura – jeden z niewielu komiksów które czytałem tak namiętnie, że prawie nie zwracałem uwagi na oprawę graficzną, bo ciągle myślałem, „Matko, co teraz zrobi Kira?” Styl Ohby i Obaty, właściwie sam przez się nie chce zwracać na siebie uwagi. Nie ma się nad czym rozdrabniać, bo właściwie „Death Note” jest w ciągłym ruchu. Nawet sceny dialogów są pełne napięcia; każda interakcja pomiędzy postaciami, nieważne jak zwyczajna, jest sekretnym przesłuchaniem, planowaniem 20 ruchów naprzód przed szach-matem. Parę pościgów samochodowych i strzelanin są praktycznie jak niewielkie zaburzenia w prawdziwej fabule pełnej wysoko kalibrowej gry psychologicznej.
Źródło całego przerażenia podczas lektury „Death Note” to w rzeczywistości jego moralna niejednoznaczność; większość bohaterów przez cały czas budzi w nas pytanie czy są dobrzy czy źli. Light to seryjny morderca, rzeźnik na ogromną skalę, ale nie jest Freddym Krueger’em, potworem reprezentującym czyste zło, albo Patrickiem Bateman’em, demonicznym symbolem swych czasów. Pomimo, iż jest  fałszywy i egocentryczny, święcie wierzy w swoją moralność i w pewnym sensie ma rację – Ohba sugeruje, że totalitarny świat stworzony przez Lighta, rządzony przez propagandowy kanał telewizyjny i tajemniczego kata, jest pod wieloma względami lepszy i szczęśliwszy niż nasz. Podczas serii obserwujemy również, ile zła może wyrządzić Notes w nieodpowiednich rękach; w jedynej słabawej scenie całej serii notes staje się narzędziem dla rozwoju pewnej korporacji.    
Jednakże prawdziwą przyczyną wyjątkowości „Death Note’a” są starannie dopracowani bohaterowie – Obata ukazuje ich psychiczne interakcje poprzez drobne tiki języka ciała. Na przykład aktorka Misa Amane jest narysowana (i opisana) jako tradycyjna słodka idiotka, z drobniutkim ciałkiem i wielkimi oczami; ale dziewczyna jest o wiele bystrzejsza niż wydaje się na pierwszy rzut oka i można obserwować ile niby – niewinności wnosi do każdej sceny. Shinigami przywodzące na myśl zombie i karykatury gnuśnienia stanowią „żywą” czarną komedię.  Nie można nie wspomnieć o L, niesamowitym przykładzie wspaniałego design ’u postaci : wzburzone, najeżone czarne włosy, mina owieczki prowadzonej na rzeź, kolana zawsze podwinięte pod brodę i cukierek w ręku. Tak jak jego dedukcja potrafi zwalić z nóg, jednocześnie jest emocjonalnym impotentem.  
Jest także elementem pewnej literowej gierki: grupa głównych bohaterów posługuje się inicjałami jako pseudonimy (K - Kira, L - Luuxaky, M - Mello, N - Near), a „O” ,nigdy nie nadmieniony w komiksie, może być samym Ohbą, autorem scenariusza, albo pustym okręgiem. ( Imię Ohby to tak naprawdę pseudonim: jego prawdziwa tożsamość jest strzeżona równie pilnie jak L). „Death Note” to jeden z tych projektów – jak „Harry Potter”, „Buffy”, czy „X-men” – który inspiruje fanów do wczytywania się głęboko w historię, i porusza wyobraźnię w kierunkach „jakby mogło być inaczej”. Istnieją już tysiące fikcyjnych, stworzonych przez fanów opowiadań na temat „Death Note”, tak samo jak góry fanowskich obrazków (i dość sporo komiksów pornograficznych). Ohba i Obata wprowadzają mnóstwo drobnych aluzji o motywacjach swoich postaci i zalążków wątków, których nigdy w pełni nie rozwinęli; czytelnicy z radością odnajdują te wskazówki i nad nimi dywagują.    
Dla czytelnika amerykańskiego (europejskiego) „Death Note” może przynieść jeszcze inne ciekawostki – można zauważyć, jak fabuła mocno osadzona jest w ramach japońskiej kultury. Z drugiej strony patrząc, jakim kasowym sukcesem była w Japonii filmowa adaptacja komiksu, oraz że fabuła nie jest niemożliwie związana z rysunkową konwencją, zastanawiałem się nad możliwością powstania anglojęzycznego remake’u. Nie sądzę, żeby stało się coś takiego. Po pierwsze, cała logika opiera się na nierozerwalnych zasadach społecznych, które w USA nie są aż tak rygorystyczna jak w Japonii. Postacie Ohby – również chłopak który radośnie zabija za pociągnięciem długopisu – odmawiają podejmować oczywiste decyzje, które nie godzą się z ich kodeksem moralnym.  
Nawet sam morderczy notes rządzony jest setkami mistycznych praw: określone ramy czasowe dla zgonów, konsekwencje zrzeczenia się posiadania, jego związek z Shinigami. W najgorszym przypadku amerykańska wersja Kiry, rozwalającego złych gości na prawo i lewo bez mrugnięcia okiem będzie niczym John Rambo. A Historia Ohby i Obaty to coś zupełnie odwrotnego: jest zbudowana wokół istniejącej we wszystkich społeczeństwach niejednoznaczności w stosunku do mocy wymierzania sprawiedliwości, porażającym lęku który może właściwie nic nie znaczyć i poczuciu własnej tożsamości, która może być niczym więcej jak pustą maską.

Offline MaDeR

Rocket Girls
« Odpowiedź #31 dnia: Lipiec 14, 2008, 07:11:46 pm »
Rocket Girls

Zanim zacznę, uprzedzę, że po amatorsku się interesuję kosmosem, i nie mogłem nie obejrzeć anime pod tym właśnie kątem. Postaram się komentarze ograniczyć do minimum. ;]

Rzadko się zdarza anime, które choć trochę próbuje wziąć kosmos na serio. Zwykle mamy statki kosmiczne latające wokół jak nabzdyczone komary i siejące laserkami, albo wręcz naparzające się wręcz (sic! "Outlaw Star"...). Latanie od gwiazdy do gwiazdy to kwestia kilku chwil, doświadczamy cudów-niewidów za jednym poruszeniem lewego palca u nogi, nie mówiąc o kolorowej menanżerii Obcych, projektowanych pod względem wyglądu, a nie realizmu. O obcych gatunkach wyglądających dokładnie jak najśliczniejsze ziemskie dziewczyny z dziwnymi uszami, to już naprawdę nie wspomnę...

"Rocket Girls" NIE jest hard sf, ale biorąc pod uwagę całokształt, przedstawia się wcale realistycznie. Jeśli chodzi o kosmos, znaczy się. Bo sam główny pomysł serii - nastoletnie dziewczyny jako kosmonautki - jest generalnie samobójczy. Znalazłoby się jeszcze kilka innych kwiatków, ale mniejsza o to.

Akcja anime dzieje się w współczesności, jednakże jest to najwyraźniej lekki świat alternatywny, gdzie nie było katastrofy Columbii (skoro wahadłowiec bawi się w pierdoły typu wynoszenie satelity na orbitę, który to zresztą jest żywcem skserowaną wersją New Horizons), a technologie w dziedzinie skafandrów kosmicznych i firm-startupów specjalizujących się w usługach kosmicznych są znacznie do przodu, przynajmniej jeśli chodzi o Japonię. Historia opowiada o takim właśnie startupie, który ma ambicję wynosić ludzi w kosmos, z siedzibą na pewnej wyspie. (strasznie mi się ona kojarzy z SpaceX, choć ta ma zupełnie inne zabawki i jeszcze nie została sprawdzona...) Niestety, firmę prześladują problemy techniczne i wybuchające rakiety. Zniechęceni problemami technicznymi z ich nowym silnikiem, postanawiają wrócić do starego projektu, który zostal przetestowany, ma jednak poważną wadę: ma za mało siły. Zamiary szefa firmy wobec jedynego ich etatowego kosmonauty przypominające eksperymenty doktora Mengele zostają jednak przerwane, gdy w całą sprawę wplątuje się nastolatka szukająca swego ojca w okolicy. Zostaje ona zatrudniona na miejscu, a cała reszta, jak to powiadają, jest historią.

Anime generalnie jest spokojne, a dramat nie ma nic wspólnego z ratowaniem świata czy tego typu rzeczami. Przyjemnie i odświeżająco się ogląda. Ogółem, daję wysoką ocenę 8/10, choć podejrzewam, że dla osób nie zainteresowanych w szczególny sposób kosmosem ocena może być przeciętna.

Jeśli ci się spodobało "Rocket Girls", polecam "PLANETES" - w podobnym stylu, choć umieszczonym w nieco odleglejszej przyszłości.
Sanity is overrated.
Poznaj się z Świadkiem Wszechświata

Offline Miranda

Odp: Recenzje
« Odpowiedź #32 dnia: Maj 10, 2009, 08:06:57 am »
Zapraszam do czytania umachanej przeze mnie recenzji anime Kuroshitsuji. Jak się z Tanukiem nie lubicie, to komentujcie tutaj :)
I am not plain, or average or - God forbid - vanilla. I am peanut butter rocky road with multicolored sprinkles, hot fudge and a cherry on top!

Offline Knurek

Odp: Recenzje
« Odpowiedź #33 dnia: Czerwiec 15, 2009, 09:15:07 pm »
Wybacz Ario, nie wyszło...

Jest w tobie tyle dobra, ciepła, przyjaźni. Świetnie wyglądasz, nieważne w czym i o jakiej porze roku. Twoja wersja Wenecji jest magiczna w swojej dokładnosci, w swoim pięknie. Lubię Twoich znajomych, nawet jeśli każdy z nich jest tylko zbiorem powtarzanych powiedzonek. Mniejsza o to, nie każdy musi być skomplikowany.

Nie lubię Twoich kotów. Czy może raczej tego, co u Ciebie za koty uchodzi. Są tak niepotrzebne, zabijające nastrój. Nie lubię twojej magii. Tej tajemnicy, która się u Ciebie czasami pokazuje. Jest Ci zupełnie niepotrzebna, same życie z Tobą jest tak ciekawe, że więcej nie potrzeba. I... nie wiem za bardzo jak to powiedzieć, ale myślę że niektóre z Twoich przyjaciółek są bardziej zainteresowane swoją płcią niż przeciwną. Czasami to z nich wychodzi.

Złych rzeczy wolę nie pamiętać, niech zostaną między nami tylko te dobre.

Jesteś taka smutna, nieszczęśliwa. Tak przygnębiająca, jeśli się nad tym zastanowić. Planeta - resort turystyczny. Kopia miejsca na Ziemi. Stworzona tylko dlatego, że oryginał udało się ludzkości zniszczyć przez swoją chciwość, gonitwę za pieniądzem. Nie wiem jak Cię pocieszyć. Nie wiem czy to w ogóle możliwe.

Może po prostu nie chciałem Cię takiej, jaką jesteś. Może czegoś zabrakło. A może nie potrafiliśmy się zrozumieć. Czy to ważne?

Po prostu nie wyszło. Jak w życiu.

Nigdy nie skończę Cię oglądać.

Offline Sir_Ace

Odp: Recenzje
« Odpowiedź #34 dnia: Sierpień 28, 2009, 07:15:45 pm »
Pumpkin Scissors

Tło akcji - historia alternatywna. Świat po wielkiej wojnie będącej miksem naszej I i II Światowej (tak wskazuje technologia). Zaznaczyć trzeba, że w wyniszczonym konfliktem państwie wciąż panują stosunki feudalne. Nie mniej nie jest wesoło. Arystokracja ma gdzieś umierające z głodu pospólstwo, te nie lubi nikogo, a trzeci stan - wojsko - jest skorumpowany jak nasza służba zdrowia i football razem wzięte. By nieco złagodzić ten wizerunek powstaje niewielki oddział Pumkin Scissors, którego zadaniem jest usuwanie szeroko pojętych skutków wojny. Typowe zagranie pod publiczkę. W oddziale mamy staruszka z koneksjami (tamtejszy Aramaki) i młodą szlachciankę z wyglądu i charakteru przypominającą Saber z Fate, będącą do tego maniakalną wręcz fanką równości i sprawiedliwości. Pozostała trójka to jedynie tło. Oddział żyje sobie spokojnie i udaje, że coś robi. Wszystko zmienia się, gdy do PS trafia wielki jak dąb ale potulny jak baranek Kapral z książkowym wręcz syndromem weterana. Facet służył w tajnej jednostce do zwalczania czołgów. Ludzie po praniu mózgu wpadali w otępienie i krok po kroku powolutku wlekli się wprost pod lufy czołgów. Gdy któremuś przypadkiem udało się dotrzeć do celu, z bezpośredniego przyłożenia do pancerza strzelał ze swojego potężnego jednostrzałowego pistoletu.
Oddział pomaga ludziom i co chwila natyka się na działalność jakiejś tajemniczej grupy wywrotowej.

Cały ten przydługawy wstęp to pierwszy odcinek, ostatnie zdanie to reszta serii. Bo w tym anime albo nie ma fabuły, albo została ona skrzętnie ukryta. Niemal co odcinek PS rozpoczyna jakieś arcyważne zadanie (kopiemy tunel kolejowy, dowozimy paczki z lekarstwem, upominamy szlachcica, który źle traktuje poddanych albo oprowadzamy importowaną księżniczkę po mieście - pasjonujące...) i co jakiś czas pojawia się tajemniczy facet, który z cienia rzuca "Aa, to znowu moja księżniczka. Fajnie."

Bohaterowie po prostu są. Pani podporucznik coraz bardziej ubolewa na obecną rzeczywistością, misiek co chwilę płacze, że potrafi tylko zabijać. I tyle.

Walki - są, dwie czy trzy nawet dobre (w kilku pierwszych odcinkach misiek mierzy się z czołgiem - nawet ciekawie to wygląda). I tylko tyle można napisać.

Kreska/animacja - nie wiem czemu, ale 'jakość' przywodzi mi na myśl Naruto... Średnie stany średnie, czasem gorzej.

Sens/logika - zapomnijcie... Przykładowa akcja:
Stoi sobie pan markiz na balu a za nim pan w garniaku - pewnie jakiś prawnik. Markiz obrażony, gościu wyciąga z kieszeni długą na jakieś 70cm maczetę, z której wręcz leje się jakiś szlam, który ponoć śmierdzi tak intensywnie, że mózg czuje się jakby w dżungli. I faktycznie, sceneria zmienia się na jakieś bagno, oponentka nie wie, co zrobić. Tak więc dostaje nieziemskie baty. Odcinek czy dwa później przypomina sobie "Hej, przecież dziadek nauczył mnie królewskiego stylu!". Przekłada sztylet do lewej ręki i jedzie pana z maczetą niemożebnie.

Seria najśredniejsza ze średnich. Oprócz niezłego (i doszczętnie spartolonego) pomysłu niczym się nie wyróżnia. Teraz dopiero myślę, jaki ze mnie masochista... Otwarte zakończenie (jeśli można tak nazwać brak jakiegokolwiek zakończenia) zwiastuje nadejście drugiej serii. Naszczęście nic o tym nie słychać - kryzysowi niech będą dzięki...
I'd like to be a tree

Offline Follow Me

  • Starszy Mistrz
  • ****
  • Wiadomości: 400
  • Total likes: 0
  • Płeć: Mężczyzna
  • Hope dies as the last one
Odp: Recenzje
« Odpowiedź #35 dnia: Wrzesień 24, 2009, 08:32:39 pm »
Darker Than Black

Na wstępie chciałbym podkreślić,że podeszłem do tego anime ze sporym dystansem.Polecił mi je znajomy,zapytany o anime godne Code:Geass.

Fabuła:Na 10 lat przed wydarzeniami w Tokio pojawiło się paranormalne pole, zwane Bramą Piekieł, które postanowiono odizolować od miasta odgradzając go ogromnym murem, a wraz z nim szereg tajemniczych zjawisk. Firmament nieboskłonu został zasłonięty sztucznymi gwiazdami, a w tym samym czasie pojawili się ludzie z nadprzyrodzonymi zdolnościami. Informacja o nich została zatajona, jednak nic nie powstrzyma miejskich plotek. Ci ludzie, zwani Kontraktorami, w zamian za swoją moc utracili emocje, dzięki czemu mogą zabijać bez żadnych skrupułów, przez co ludzie się ich obawiają. Jednakże za każdym razem, gdy użyją swojej mocy, muszą wykonać pewną określoną zapłatę. Syndykaty i rządy na całym świecie wykorzystują ich jako zabójców i szpiegów w celu zdobycia różnych informacji, które często przeradzają się w krwawe konflikty.

A teraz do rzeczy.Anime mieści się w 25 odcinkach plus OAV.Cała fabuła opiewa wokół Hei'a-kontraktora z bliżej nieznanego syndykatu,i jego wesołej kompanii.Fabuła jest spójna a co ważniejsze logiczna.Zarys psychologiczny jest wyśmienity (każdy bohater ma swoją przeszłość).Jednakże zdarzają się wątki conajmniej komiczne (dla przykładu kiedy kontraktor musi zjeść kwiatki jako łopłate),ale nie liczyłbym na wiele śmiechu przy oglądaniu.Jedyne co mnie irytowało był fakt,że drugi odcinek był uzupełnieniem pierwszego.To tak jakby seria miała 13 odcinków.

Ogólna ocena 8+/10
Lead Me,
Follow Me,
Or get the F$%^k out of my way !

Offline Jaroslaw_D

  • Stolnik bracki
  • *****
  • Wiadomości: 1 643
  • Total likes: 0
  • Płeć: Mężczyzna
  • Pokolenie TM-Semic
    • Półka z Kulturą
Odp: Recenzje
« Odpowiedź #36 dnia: Luty 01, 2013, 02:16:28 pm »
Trochę odświeżę temat, starszą pozycją :smile: Kto nie oglądał, powinien nadrobić zaległości, bo warto. Warto jednak pamiętać, że jest to film przeznaczony dla widzów powyżej 18 lat, o czym możecie się przekonać oglądając, choćby poniższe screeny z filmu

Anime, o którym mówię to Perfect Blue.

Są takie filmy, do których wraca się po kilka razy. Są takie filmy   animowane, co, do których ma się pewność, że gdyby nakręcono je w   postaci fabularnej to osiągnęłyby sukces (nie tylko wśród miłośników   animacji). Są też takie, w których przy każdym oglądaniu odkrywamy jakiś   nowy element, lub inaczej je interpretujemy. Wszystkie te cechy   charakteryzują, anime „Perfect Blue”, o którym kilka słów poniżej.

Film ma już swoje lata, powstał, bowiem w 1998 roku w Madhouse Studio. Za scenariusz odpowiedzialny był Sadayuki Murai, a reżyserią zajął się Satoshi Kon ( Millenium Actress", "Paprika"). Warto wspomnieć, że nadzór nad całością objął, doskonale znany choćby z Akiry, Katsushiro Otomo. Na czym miały polegać konsultacje nie wiadomo, ale faktem jest, że jego nazwisko znalazło się na polskim wydaniu tego filmu.


Jeśli już o krajowym wydaniu mówimy, to na naszym rynku za tą animację odpowiedzialny był IDG. Film można było kupić zarówno oddzielnie jak i w pakiecie z innymi japońskimi animacjami, co opłacało się zdecydowanie bardziej. Obraz na płycie DVD wydany została w formacie 1,78:1. Do wyboru mamy oryginalną ścieżkę językową, a także polskiego lektora. Dodatkowo jeszcze możemy wybierać pomiędzy napisami oficjalnymi a fansubami. Całkiem przyzwoicie trzeba przyznać. Na okładce polskiego wydania widzimy główną bohaterkę ze szpikulcem w ręku, w chwili popełniania zbrodni. Dowiemy się z niej również, jakie nagrody animacja zdobyła, ale i dostrzeżemy znaczek, mówiący o tym, że film przeznaczony jest dla widzów dorosłych. I jest to całkiem słuszne podejście, któremu warto poświęcić kilka zdań.


Film, jak wydawca ostrzega zdecydowanie nie jest przeznaczony dla młodocianych. Wbrew panującej w naszym kraju opinii, filmy animowane niekoniecznie są przeznaczone tylko dla dzieci i jeśli ktoś chce przekonać się o tym osobiście, powinien obejrzeć recenzowany film. Już sam tył okładki wiele powie nam, czego możemy się spodziewać. A co to jest? Znajdziemy tu brutalne sceny mordów, momentami krew leje się w znacznych ilościach, do tego jeszcze sporo nagości, a także choćby scena gwałtu. Główna bohaterka nie raz i nie dwa pokazana jest jak ją Pań Bóg stworzył, i nie wszystkie z tych scen powinny oglądać osoby niepełnoletnie. Warto jednak zauważyć jedno, sceny te są absolutnie potrzebne, nie tylko po to, aby szokować, ale są one niezbędne do tego typu filmu i całkowicie uzasadnione fabułą. Zdecydowanie nie jest to szokowanie dla samego szokowania, jak choćby w komiksie „Millennium”.


O czym jest, więc sam film? Młoda gwiazdeczka muzyki pop Mima postanawia, w okresie największej popularności, porzucić zespół i zostać gwiazdą kina. Duży udział w takiej decyzji mają menadżerowie gwiazdki. Wkrótce, po ostatnim koncercie, wokół Mimy zaczynają dziać się dziwne rzeczy, a w jej otoczeniu pojawia się psychopatyczny fan, który nie może pogodzić się z tym, że zamiast śpiewać słodkie kawałki dla nastolatków, to jego ulubienica, występuje w scenach gwałtu, lub rozbieranych sesjach dla magazynów dla mężczyzn. Wokół aktorki, zaczynają ginąc ludzie, a każde kolejne morderstwo jest coraz brutalniejsze. Wobec takiego obrotu sprawy, Mima staje się coraz bardziej przerażona.


I, gdy wydaje nam się, że film ten będzie zwykłym thrillerem, twórcy sprawiają, że nic nie jest takie, jakie wydawało się na początku. Sny zaczynają się mieszać z jawą, film z rzeczywistością, Mima – a wraz z nią widzowie – ma poczucie rozdwojenia jaźni. Kto morduje, kim jest tak naprawdę Mima, a kim psychofan? Z każda minutą odpowiedź na te błahe, wydawałoby się pytania, jest coraz trudniejsza. To jest właśnie największa zaleta tego filmu. Nie jest to płytki film, bazujący na nagości i przemocy, ale taki, nad którym trzeba się skupić, żeby go w pełni zrozumieć. Przyznam, że do tej pory oglądałem go dwukrotnie i za każdym razem odbieram zupełnie inaczej, nie mówiąc o tym, że i zakończenie interpretuje od nowa, a to już duża sztuka. Wielkie brawa dla twórców.


Ponieważ jest to film o piosenkarce, warto wspomnieć o warstwie muzycznej, którą wykorzystano. A ta jest naprawdę świetna, mimo tego, że mocno minimalistyczna. Co jakiś czas przewija się temat, składający się z pojedynczych dźwięków wygrywanych na bodajże pianinie. Niby nic specjalnego, ale z całością tworzy coś hipnotyzującego, co sprawia, że po ciele przechodzą ciarki. Jest tu tez sporo j-popu, którego ja zdecydowanie nie trawię, więc tą kwestie przemilczę, ale miłośnikom takiej muzyki z pewnością się spodoba, tym bardziej, że tekst piosenek tłumaczony jest na polski (za pomocą napisów).


Jak już wspomniałem we wstępie, film nie należy do najmłodszych, pochodzi, bowiem z 1998 roku i to widać po kresce, która jest trochę „old-schoolowa”. Mnie jednak zachwyciła, zdecydowanie wolę te starsze, japońskie produkcje, które nie zawsze są do końca dopracowane, ale mają w sobie to „coś”. „Coś”, czego pozbawione są często filmy, które wychodzą obecnie, idealne, z dopracowanymi kadrami, ale gdzie widać, że całość wykonana została bardzo mechanicznie, za pomocą komputera i dostępnych, najnowszych efektów specjalnych. Tu takowych nie zaznamy, ale w zamian dostaniemy klimatyczne kadry i efektowne obrazki, którymi ja osobiście się zachwycam.


Film obfituje też w dodatkowe smaczki. Jednym z nich jest ukazanie początków Internetu. Tak młodzi czytelnicy, wyobraźcie sobie, że nie tak dawno Sieć nie istniała, a wiedzę o swoich idolach czerpano z innych źródeł. W „Perfect Blue”, pokazano, jak można wykorzystać Internet do promocji, ale i jak można zniszczyć za jego pomocą człowieka. Fajnie ogląda się scenę, kiedy Mima, dopiero poznaje tajniki korzystania z komputera i samego Internetu. Dla starszych widzów, miła podróż w czasie do własnego dzieciństwa.


Podsumowując. Na okładce zamieszczono tekst, autorstwa Roger’a Cormana:


    „Zaskakujący i niesamowity. Gdyby Alfred Hitchcock pracował z Waltem Disneyem, zrobiliby właśnie taki film”.



Ja bym powiedział więcej, szkoda, że reżyser ten nie nagrał takiego obrazu z wykorzystaniem „żywych aktorów”. Wtedy ten scenariusz doceniliby nie tylko - "niszowi” – miłośnicy japońskiej animacji, ale i szerokie grono kinomaniaków. Ja wróże, że obraz taki osiągnąłby w Hollywood sukces. Coż, pozostaje cieszyć się, że jesteśmy w gronie szczęśliwców, którzy animację tą widzieli.


Dla kogo jest, więc ten film? Praktycznie dla wszystkich. Jeśli nie podchodzisz negatywnie do obrazów przemocy w filmach, jeśli nie jest dla Ciebie problemem nagość, i jeśli masz ukończone minimum 16 lat, to zdecydowanie powinieneś sięgnąć po tą animację. Gwarantuje ona prawie 80 minut doskonałej rozrywki, podczas której nie wynudzisz się, a która wręcz przeciwnie, która wciągnie Cię na tyle, ze będziesz żył losami bohaterów. Pamiętaj tylko, że nie wszystko jest takie jak sądzimy na początku. Doskonały i intrygujący thriller na zimowy wieczór. Polecam.



"Perfect Blue"

Studio: Madhouse Studios   
Autor: Yoshikazu Takeuchi
Projekt: Hideki Hamasu, Hisashi Eguchi, Satoshi Kon   
Reżyser: Satoshi Kon   
Scenariusz: Sadayuki Murai   
Muzyka: Masahiro Ikumi
Data wydania: 05.12.2007
Czas trwania: 78 min
Ścieżka dźwiękowa: japoński
Napisy: polski
Lektor: polski


http://jaroslawd.blogspot.com/2013/01/recenzja-perfect-blue_8.html







« Ostatnia zmiana: Luty 01, 2013, 04:29:28 pm wysłana przez Jaroslaw_D »
"Nie potrafię podać niezawodnego przepisu na sukces, ale mogę podać przepis na porażkę: staraj się wszystkich zadowolić". - Herbert Bayars Swope

Offline Skrzydlaty

Odp: Recenzje
« Odpowiedź #37 dnia: Luty 01, 2013, 04:10:12 pm »
Moja recenzja twojej recenzji poniżej.

http://pastebin.com/V3KZAXZJ

Offline Jaroslaw_D

  • Stolnik bracki
  • *****
  • Wiadomości: 1 643
  • Total likes: 0
  • Płeć: Mężczyzna
  • Pokolenie TM-Semic
    • Półka z Kulturą
Odp: Recenzje
« Odpowiedź #38 dnia: Luty 01, 2013, 04:15:51 pm »
"Nie potrafię podać niezawodnego przepisu na sukces, ale mogę podać przepis na porażkę: staraj się wszystkich zadowolić". - Herbert Bayars Swope

Offline Tiszka

Odp: Recenzje
« Odpowiedź #39 dnia: Marzec 09, 2015, 06:35:53 pm »
Na Gildii dwie nowe recenzje - zerknijcie :smile:

GOTH - O chłopcu, który chciał odcinać kończyny

Pet Shop of Horrors 4 - Miłość nie gryzie
www.manga.gildia.pl - mangowe newsy i recenzje Gildii :)

Offline Tiszka

Odp: Recenzje
« Odpowiedź #40 dnia: Marzec 10, 2015, 06:14:18 pm »
I kolejna, tym razem Osiedle Promieniste. Polecam, bo moja ;)

Sentymentalny surrealizm blokowiska
www.manga.gildia.pl - mangowe newsy i recenzje Gildii :)

Offline Tiszka

Odp: Recenzje
« Odpowiedź #41 dnia: Marzec 28, 2015, 02:10:40 pm »
www.manga.gildia.pl - mangowe newsy i recenzje Gildii :)

Offline Tiszka

Odp: Recenzje
« Odpowiedź #42 dnia: Marzec 29, 2015, 08:30:21 am »
I kolejna moja - Blue Heaven t.1
www.manga.gildia.pl - mangowe newsy i recenzje Gildii :)

Offline Tiszka

Odp: Recenzje
« Odpowiedź #43 dnia: Marzec 30, 2015, 08:43:15 am »
www.manga.gildia.pl - mangowe newsy i recenzje Gildii :)

Offline Tiszka

www.manga.gildia.pl - mangowe newsy i recenzje Gildii :)

 

anything