Ja do Thompsona, jako scenarzysty, mam bardzo ambiwalentny stosunek: "Chunky Rice" podobal mi sie, ale podczas lektury "Blankets", pomimo ze warstwa graficzna byla bardzo ok, po prostu umieralem z nudow (podobaly mi sie jedynie nieliczne sceny, jak np. te z dziecinstwa i watek adoptowanej siostry); z kolei w "Habibi" wszystko bylo bardzo, bardzo ok.
"Kosmiczne rupiecie" na pewno kupie, bo cos czuje, ze Thompson wreszcie dojrzal i uwolnil sie mlodzienczej egotycznej egzaltacji widocznej w "Blankets", ktora mnie irytowala i nudzila zarazem, i "Rupiecie" moga klimatem ocierac sie o te ladne rzeczy stworzone przez Lemire'a, ktorego uwielbiam.