Przetrwać próbę czasu - to chyba najtrudniejsze wyzwanie dla twórcy, osadzającego akcję swojego utworu w rzeczywistości jemu współczesnej. Nie wiem, czy tuzom naszego komiksowa przyświecały cele wyższe, niż kreślenie zabawnych historii przetykanych pewnym komentarzem do bieżącej sytuacji społecznej i politycznej. Tak, czy inaczej, robili to i moim zdaniem Śłedziu na dłuższą metę wyjdzie tu obronną ręką, bowiem jego historie, opowiadające losy grupy młodych ludzi z miejskiego osiedla, bliskie są i będą zarówno wielu jemu współczesnym, jak i przyszłym czytelnikom. Ponadto Michał podejmował tematy, z grubsza ujmując, obyczajowe, które pozwalają Osiedlu nabrać waloru uniwersalnego. Dlatego sądzę, że na Swobodę nie będziemy wracać wyłącznie poniesieni falą nostalgii. I to mimo tego, że już sam autor wplótł do opowieści parę wątków, które nostalgicznymi są nawet dla bohaterów komiksu (np. pamiętna bitwa metali z depeszami). Może zresztą taką metodą podobne tkliwości rozbroił, kierując naszą uwagę w stronę bardziej wielowymiarowej lektury.
Fabuły z Jeżem, równie mocno wbudowane w polskie realia, w większym stopniu opierały swoją jakść na elementach humorystycznych i fantastycznych, a wydaje mi się, że tego typu historie tylko w wyjątkowych wypadkach pozostają atrakcyjne dla odbiorcy. Choć nadal bawią mnie do łez niektóre pomysły ("- To naprawdę straszne! "- Co takiego? Arab? Murzyn?" "- Gorzej!" - "- ŻYD?") to chyba głównie dlatego, że pewne sprawy pozostały bardzo aktualne lub wryły się w pamięć swoją - hm... - wyjątkowością. Kto nie widział, nie wyłapie. Ilu nowych czytelników przerazi Roman2000 (jakoś tak mu było)?
Słowem - obyczajówka ma łatwiej. Nawet komiksy Prosiaka (Prosiacki, Ratboy, Blixa i Żorżeta), często zamknięte w określonych "klimatach", nadal mają pewną moc rażenia.
Ja do Osiedla lubię wrócić (gdzie indziej można przeczytać głęboką mądrość o trudzie budowania wielkiego fallusa ze śniegu), ale Jeża chyba odpuszczę, bo albo humor zwykle był tam zbyt siermiężny, albo ja dziadzieję szybciej od Jerzego.
Ale wydanie zapowiada się piękne. Ile tego będzie, skoro na pierwszym grzbiecie jest tylko "J"?