Jedynka to było olśnienie.
Dwójka - ładna i miła bajka, choć już nie tak wciągająca.
Trójka - olśnienie i zawód - bardzo wiele wspaniałych pomysłów i nie mniej liczne babole.
A czwórka? No cóż. Znów mnie olśniła, choć dawno już wyrosłem z przesiadywania dniami i nocami przed monitorem. Wiele rzeczy mnie drażni - szczególnie zubożony niemiłosiernie wątek bitewno wojenny. To zresztą paradoks, bo równocześnie wprowadzenie systemu zależnych od gracza promocji niezwykle podniosło walor tej części rozgrywki - czyli w sumie nowe zalety zniosły wady i regres w stosunku do trójki dając wynik zerowy. Za to religia nadała tej grze nowy wymiar. Teraz nareszcie cywilizacyjna konfrontacja i dyplomacja nabrały smaku, sensu, głębi. Gdybyż jeszcze dodano system wasalny i zależności "sojuszniczych" - to z przemyślaną strategią religijno gospodarczą można by podbić cały świat bez jednego wystrzału - lub prawie, że bez niego.
I znowu paradoks - choć Cywilizacja to w 90 procentach gospodarka - przy tak genialnie i dyskretnie pomyślanym wątku religijnym części gospodarczo-dyplomatyczna (czyli dyplomacji związanej stricte z obrotem gospodarczym) wydaj mie się nie dorastać do znaczenia religii. To fakt, iż wiara stoi ponad gospodarką - vide baty cywilizacyjne jakie Europa zaczyna zbierać do islamskich nędarzy emigrujących tu za chlebem, ale przy pewnej równowadze strategicznej dyskretne embarga i uzależnianie sąsiada od naszych możliwości gospodarczych może być kluczem do panowania.
W Czwórce tę subtelność trudno uzyskać. A gdyby tak "specjalnego znaczenia" międzynarodowe szlaki handlowe, albo w XIX, XX i XXI wieku - tak dobrze nam znane ropociągi i gazociągi. A gdyby system specjalnych umów hanldowych między konkretnymi miastami dwu różnych cywilizacji - dający uprzywilejowanie i jakiś nie bardzo ważny ,ale jednak ekstra dochód.
Ale, ale, ale... mógłbym tak długo o niewykorzystanym potencjale. Nie o tym jednak chciałem. Chciałem powiedzieć, że w tej grze - tak ładnej, na swój sposób widowiskowej - co przy strategiach bynajmniej nie jest standardem, niestety (w końcu strateg nie jest zawsze zapasnionym i nie czułym na powaby tego świata okularnikiem) - otóż w tej grze można wreszcie pogłówkować strategicznie, poprzekupywać, wymusić pokój, przyłączyć się do wojny, zaplanować dominację lokalną, lub globalną, walczyć o zdominowanie kontynetów, lub mórz, wspierać słabszych, tłuc konkurentów silniejszych, dokonywać rozbiorów tych co się zgapili, polityką religijną i gospodarczą budować swe bezpieczeństwo, i tak samo religią tworzyć pola konfliktów, które potem wykorzystujemy by umocnić swą dominację... Tu wreszcie widać, że rządzenie światem (gry oczywiście) nie polega na podbiciu wszystkiego co się rusza, lub sterowaniu każdym procesem ręcznie. Można dominować, ustalać czas pokoju i wojny, nigdy w 100 procentach, nawet będąc mocartwem, ale jednak można - panując ledwie na skrawku (byle odpowiednio sporszym) globu. Tu wreszcie jak w jedynce - nie można się doczekać gdy znowu zasiadę, by w kolejnych 30-50 turach zrealizować w poprzednich 30 misternie przygotowany plan. Albo by na szybko w najbliższych 10-15 przyłączyć się do wojny zaborczej, a potem wesprzeć napadniętego i wymusić pokój, z którego tylko my wyjdziemy z tarczą. No - chyba, że ten beszczelny Saladyn - jedyny innowierca na naszym mega-kontynencie dobierze się nam do tyłka w najmniej odpowiednim po temu momencie. A wówczas słynnego roku pańskiego 1637 wybuchnie I wojna kontynentalna do której włączy się wszytko co żyje, a my utracimy wszelką przewagę technologiczną byle tylko nie zostać w tej wojnie sami, przeciw wszystkim. Wrogowie naszych wrogów staną się nam sowicie opłacanymi przyjaciółmi, tysiąclecia pokojowego wzrostu naszej dominacji runą pod gruzami globalnego konfliktu, lecz nie byśmy szczeznęli, ale z popiołów miast naszych odrodzili się jeszcze dumniejsi i twardsi. Tak - bo ta gra żyje jak cholera - a ja już myślałem, że każda kolejna Cywilizacja, będzie ledwie żałosnym cieniem poprzedniej. Na szczęście w tym przypadku jest inaczej. Wielkie dzięki chłopaki od Sida... by.
Wracam tłuc Niemców do spółki z Francuzami by mieć Rzeczypospolitą do oceanu do ocenau...