Bylem na tym filmie jeszcze w USA, nie majac dostepu do zadnych recenzji (swoja droga, Cujo, nie wiem czy jest sens decydowac sie na czytanie cudzych opinii o filmie przed jego obejrzeniem. Ile traci Matrix, jesli sie wie, na co sie idzie?).
Przyznam sie, ze film mi sie podobal. Jest to swoista mieszanka rzeczy swietnych (przede wszystkim aktorstwa, tu glownie demonicznego Jude'a Law) i kilku chybionych pomyslow, z ktorych glownym grzechem filmu jest chyba przesadny sentymentalizm niektorych scen ojca i syna. Sam archetyp tego ukladu jest tu wykorzystany podwojnie - relacja ojca mafii (Newman) i jego przybranego syna-zabojcy (Hanks) oraz kontakt tego ostatniego z wlasnym dzieckiem. O ile w pierwszym wypadku nie mam zastrzezen, o tyle drugi czasem stara sie byc zbyt wzruszjacy na sile. Jednak to wina scenariusza, nie aktorow.
Calosc jest utrzymana w mrocznym nastroju, filtry tonuja praktycznie kolory filmu, a ponura Ameryka stoi za kurtyna deszczu.
Na szczegolna uwage zasluguje ostatnia prawie scena brutalnego mordu (de facto, nie zaskakujacego, widz sie tego wrecz moze spodziewac. Mendesowi nie chodzi o niespodzianke, bo to nie jest thriller) kontrastujacego z biela plazy i spokojem oceanu.
Film zostaje jednak w pamieci, nie bede ukrywal, dzieki aktorom, ktorzy wyciagaja z rol praktycznie wszystko, co sie dalo.
Jesli jednak chcesz pojsc w najblizszym czasie tylko na jeden film, to polece raczej poetyckie "poza sloncem" lub bajkowe "ksiezniczka i wojownik"