Jak myślicie - czy na polskim rynku RPG jest miejsce dla podręczników elektronicznych, jakie musiałyby być ich ceny, by wydawcom opłacało się ich publikowanie a erpegowcom - kupowanie, co (poza, rzecz jasna, piractwem) stoi na przeszkodzie upowszechnienia się takiej formy sprzedaży podręczników w naszym kraju?
W tej chwili uważam wersje elektroniczne podręczników jedynie za formę prezentacji papierowego wydania (czasem wbrew zamiarom autora) .
Jest to moim zdaniem najwyżej tani substytut "prawdziwego" podręcznika (gdy ktoś nie ma pieniędzy, a "musi") lub forma promocji zachęcającą do zakupu.
Każdy kto coś w życiu drukował, wie że nawet po zbindowaniu traci się wiele - zwłaszcza gdy alternatywą jest kolorowe wydanie, w twardej oprawce, ślicznie zszyte, na dobrym papierze.
Uważam, że tendencja do "ładnego" wydawania podręczników bedzie się utrzymywać, a wersje elektroniczne będą tkwić w opisanej przeze mnie roli do czasu np. upowszechnienia się palmtopów do czytania e-booków (albo jakiejś innej "rewolucji").
Osobiście dałbym za wersję elektroniczną ok. 10% ceny dobrze wydanego podręcznika (np. Vamire the Requiem).
25% gdybym był szczęśliwym posiadaczem odpowiedniego palma ;)
Do tego czasu poprzestanę na czytywaniu czasem udostępnianych wersji (np. nowy WOD ostatnio udostępniono za darmo i kupiłem go z wydaniem książkowym razem z Requiem ;)
Warto też wspomnieć, że moim zdaniem korzystanie z komputera podczas sesji zdecydowanie niszczy klimat (no może z wyjątkami np. wspominany Cyberpunk)
Do piractwa przyznawać się nie wypada, ale prawda jest taka - że dziś mało kto kupuję podręcznik bez wcześniejszego przeglądnięcia go w rzeczywistej (od kolegi, w księgarni), czy elektronicznej formie.
Dlatego myślę, że rola e-podręczników jest taka, jak ją opisałem i taką pozostanie jeszcze jakiś czas.
Warto też zauważyć, że inna sprawa to podręcznik a inna sprawa dodatki z fabułą, które po przeczytaniu gwałtownie tracą wartość - a więc stategie promowania podręcznika i dodatków powinny się róznić.
Myślę, że łatwy (i tani) dostęp do podstawowych zasad systemu mógłby ułatwić sprzedaż _dobrych_ dodatków fabularnych...
Z kolei dla dodatków z fabułą mogłaby się sprawdzić idea publikowania elektronicznego "pilota" kampanii.
Inną sprawą są czynniki typu "niedostępny już na rynku" czy zachęta "zobacz przed premierą".
Myślę, że konsekwencją zmiany rynku podręczników i pojawienie się elektronicznych wersji byłby wzrost JAKOŚĆI publikacji.
Kiepskie ksiązki by się nie sprzedały.
Gdyby były naprawdę tanie zapewne też zmiejszyłaby się też ilość użytkowników e-skanów. Za parę złotych wiele osób kupiłoby elektroniczną wersję i żyło ze spokojnym sumieniem (ale tylko naprawdę za parę złotych).
Kolejnym pomysłem mogłyby być różnego rodzaju programy lojalnościowe...
Może zmiana formuły i darmowe publikowanie tylko sporej części (np. połowy) podręcznika jest rozwiązaniem?
Takie rozwiązanie zachowuje ideę, którą opisałem...
Tylko tak promowane podręczniki musiałyby być naprawdę dobre i warte swojej ceny, co powiedzmy sobie szczerze jest rzadkie.
Jeśli zaś chodzi o przyczyny klęski tamtej akcji marketingowej...
Poddaję w wątpliwość jej szeroki rozmach - ja się z nią zatknąłem, przyznaję - ale niewiele już pamiętam...
Nie będę się wypowiadać, bo nie znam szczegółów - kto, co zrobił, jakie były cele, grupa docelowa itd...
Jestem przekonany, że sukcesu nie mogłoby odnieść jakieś poboczne wydanie - tylko duży, znany tytuł (np. Warhammer ;) mógłby zmienić przyzwyczajenia grupy czytającej e-skany, albo skłonić nowych ludzi do zaintersowani się tematem.
Nie musiałoby to być nawet ogromne wydawnictwo czy księgarnia (np. Amazon co pewnie ułatwiłoby jednak sprawę), ale akcja musiałaby być duża.