"Lobo - Portret bękarta" - bardzo udana podróż sentymentalna do lat 90-ych i czasów młodości. Wtedy Lobo to był fenomen, ale TM-Semic wydając kolejne, coraz to gorsze z nim komiksy, skutecznie obrzydził mi tę postać. Z samym Lobo nie miałem styczności (pomijając jego udział w grze "Injustice") pewnie od dobrych kilkunastu lat. W dodatku nie bawi mnie już takie epatowanie przemocą, a i kreska Bisleya nie robi dziś na mnie specjalnego wrażenia, więc miałem pewne obawy do ponownego sięgnięcia po Lobo. Ale czytając po latach te trzy historie, wszystko zagrało jak należy, czytało się przyjemnie, Ważniak był taki jak dawniej, fabuły będące rozpierduchą i czystym szaleństwem wciągnęły mnie jak kiedyś, no i co by nie mówić, Bisley jest stworzony do rysowania Lobo:
Cieszę się, że Egmont zdecydował się na wydanie tego komiksu w DC Deluxe, z dodatkową historią, której nie ma w wydaniu oryginalnym. Nie rozumiem tego narzekania na nowe wydanie, bo moim zdaniem prezentuje się bardzo dobrze. Ale nie mam wydań z TM-Semic, więc nie mogę porównać jak te plansze prezentują się na tle tych wydanych 20 lat temu.