- proszę, byście wzorem CoraXa dawali w nagłówkach imiona swoich bohaterów, najlepiej wyboldowane. Ułatwia to czytanie przygody, a kilka osób nas czyta
- ja z kolei będę dawał nagłówki (imiona), tylko zwracając się do konkretnych graczy/postaci. Tekst „do wszystkich” będzie bez oznaczeń.--------------------------------------------------------------
Cała wasza piątka rozsiada się wygodnie przy stole pod oknem, niedaleko wyjścia z karczmy.
Tłum przy szynkwasie wyraźnie się zmniejszył. Kilka osób wychodzi z dusznej i ciemnej izby na zewnątrz. Wam jednak atmosfera tego miejsca zbytnio nie przeszkadza.
Elf, który już chyba doszedł do siebie po wygranej, przedstawia się wreszcie.
- Zwą mnie Ivor – mówi z uśmiechem na wąskich wargach. Ma melodyjny, miły dla ucha głos. Spogląda na Ereda i Nicolasa.
– Chyba powinienem wam podziękować przyjaciele. Za wszystko. Choć nie zrobiliście tego całkiem bezinteresownie, prawda? – dodaje puszczając oko do Nicolasa. Kiwa też głową Gimrodowi i Hadrienowi. Elf i krasnolud przez chwilę mierzą się spojrzeniem, wydaje się, że zaraz któryś nie wytrzyma i... Napięcie jednak nagle opada, nieludzie wymieniają kilka słów jakby nigdy nic. Zaczynacie rozmowę, w której pierwsze skrzypce gra szlachcic i młody, zarośnięty dryblas. Trafił swój na swego...
Przerywa wam karczmarz.
- Wino se skoncyło a i piwa ledwe becka ostało. – Mówi sepleniąc i rozstawiając na mokrym, porysowanym blacie pełne kufle z jakimś mętnym, rozwodnionym alkoholem.
– Za to wsystek nalezy se sesnaste sylingi. Płacone zaraz, upsejme prose ja panów.
Karczmarz krzyżuje ręce na piersi i przybiera poważną minę. Szesnaście szylingów to piekielnie drogo, nawet biorąc pod uwagę, że wszyscy w karczmie „wydoili” po kuflu!
Kuflu zawierającym płyn tylko odrobinę szlachetniejszy od kocich szczyn, dodać należy.
Z drugiej strony w czas powojenny trudno się pewnym rzeczom dziwić.
Zanim ktokolwiek z was zdążył się odezwać, elf zręcznym ruchem dłoni materializuje na blacie niewielki stos srebrnych monet. Zgarnia je i wciska w garść karczmarzowi.
- Masz tu człowieku trzynaście nieoberżniętych srebrników i uścisk palców, którym sprzyja fortuna. Czy to nie wystarczy?
Na te słowa gospodarz marszczy czoło, ale po obejrzeniu sobie monet rozpogadza się.
- Nech i tak bedze, cudaki. – rzecze na odchodnym.
Zanim zdążyliście skomentować całe zajście, obok was wyrasta inna postać. To jeden z dwóch (ten wyglądający na kupca), którzy przegrali w karty z Ivorem.
- Łatwą ręką wydajesz moje pieniądze, elfie. – warczy przez zaciśnięte zęby. W jego gęstej ale krótkiej brodzie tkwią resztki jakiegoś posiłku. Jaskrawy kubrak opina wydęty brzuch tak mocno, że miedziane guziki z trudem go dopinające, mogą za chwilę wystrzelić w waszą stronę.
- Pieniądze moje, oszukańczo wygrane, jeśli o tym mowa. – dodaje i kaszle sucho.
- Odejdź człowieku – mówi spokojnie elf patrząc przed siebie – gra była uczciwa.
- Łżesz, gadzie!
Ered Zauważasz jak Kuna, który na chwilę zniknął ci z oczu, mówi coś przy szynkwasie dwóm strażnikom dróg. Zbrojni odwracają się do was i o coś pytają ochroniarza. Po chwili, kiedy kupiec zaczyna się drzeć, cała trójka rusza do waszego stolika.