Witam,
Jeśli ktoś ma ochotę na przygodę prowadzoną na forum, w realiach ZMODYFIKOWANEJ drugiej edycji Warhammera, to zapraszam tutaj.
Mam nadzieję, że nie narusza to zasad Forum Nowej Gildii.
Mam już jednego gracza i myślę, że maxymalnie drużyna powinna liczyć 3-4 osoby. Liczy się kolejność zgłoszeń (jeżeli jakieś będą
)
Bawię się w coś takiego (to znaczy w mistrzowanie na forum) pierwszy raz ale chyba dam radę.
Co do bohaterów: proszę o nie za długi opis początkujących postaci, bez współczynników, z zaznaczeniem najwazniejszych umiejętności i wskazaniem na "najwyższe" cechy. Opis BG proszę na priva.
Mam nadzieję na dynamiczną, przerywana nie za długimi opisami sesyjkę. Dobrze by było zeby w ciągu 1-2 dni każdy był w stanie odpowiedzieć.
Teraz kilka słow o scenerii. Imperium po Inwazji, która wyglądala nieco inaczej niż napisano w podręczniku. Tojednak tylko tło, więc nie powinno nikomu przeszkadzać (chyba że ortodoksom). Przede wszystkim historia jest kontynuacją kampanii Wewnętrzny Wróg.
Kilka słów na temat: "Blisko 15 lat temu Imperium znalazło się w poważnych opałach. Oto cesarz Karl Franz, według niektórych dotknięty w jakiś sposób Chaosem a może prędzej obłędem, prawa dziwaczne wprowadzać zaczął. I nie rozchodziło się li tylko o nowe podatki lecz najbardziej o edykt tyczący mutantów, że niby to ich teraz tykać nie wolno. A to był tylko początek! W kraj wkradł się jakiś niepokój, ludzie już o przykazaniach Sigmara i Dobrych Bogów zapomnieli, zalągł się w nich występek, niegodziwość wszelaka i chciwość. Do wojny domowej prawie doszło, wyznawcy Ulryka i Sigmara byli gotowi skoczyć sobie do gardeł. Cesarz Karl Franz zabity został jak i jego pierworodny, wszystko to w strasznych pono okolicznościach, ludzie gadali różne rzeczy...
Dość powiedzieć, że jednak wszystko skończyło się dobrze. Podzielony kraj połączył znów Młot Sigmara, odnaleziony i wręczony jedynemu człekowi, który godzien był nosić tą Relikwię: Heinrichowi von Todbringerowi z Middenheim. On to został ogłoszony nowym imperatorem i nazywany jest przez nas Heinrichem Od Młota.
Wiecie, że to on połączył wyznawców Ulryka i Sigmara, ogłaszając że ten drugi był wcieleniem człowieczym pradawnego boga wilków i zimy. Tak powstał Dualizm, znaczy się dwoistość jednego kultu. W stolicy naszej, Altdorfie, cesarz wzniósł cudną świątynię, Katedrą Kometarną zwaną. Oczyszczać zaczął państwo z wichrzycieli, kultystów i przesiąkniętych zepsuciem szlachciców. To były dobre dni, zaprawdę.
Ale nie trwały długo. Kilka lat później, o ile dobrze pamiętam, zaczęły z różnych stron dolatywać wieści złowróżbne. Gadano coś o Koszmarze w Bogenhafen, porwaniach dzieci w Nuln i innych mrożących krew w żyłach historiach. Krasnoludy rozesłały po całym Imperium wici, zbierać się zaczęły ich hufce i wędrować do dalekich Gór Krańca Świata. Tam podobno miały swe ostatnie wielkie twierdze, które zaatakowane zostały przez gobliny i jeszcze większe zło... Ożywieńców. Zaś wcześniej jeszcze, z północnego wschodu, z kraju zwanego Kislevem, zjawili się w Altdorfie posłowie o pomoc proszący. Źle tam się działo, oj źle. Hordy hobgoblinów, orków i trolli wdarły się w ową krainę pustosząc ją bezecnie. Wówczas jednak nie wiedzieliśmy, że te barbarzyńskie kreatury wypierane były z północy i wschodu przez straszniejsze potworności...
Heinrich Od Młota nie zwlekał wiele. Wysłał do Kisleva dużą armię, która w kilku walnych bitwach odparła zielonoskórych i ich pobratymców. Kislev był bezpieczny. Tak się nam wówczas wydawało. Tymczasem na granicy wschodniej Imperium padła twierdza Karak Kadrin broniąca jednej z głównych przełęczy w Kórach Krańca Świata. To był potężny khazadzki bastion, w 7 wielkich murów wyposażony. Wiecie kto dowodził obroną? Sam Druss Legenda! Tak, ten sam o którym niegdyś Wam opowiadałem. Stary, bardzo stary krasnoludzki wojownik, heros prawdziwy. Jednak ani on ani jego pobratymcy nie wytrzymali zalewu potworności z Ziem Zewnętrznych, zwanych przed wiekami Dominium Grozy. Oto bowiem przybył stamtąd sam Nagash (tfu, niech go Chaos!) Arcynekromantą lub Czarnoksiężnikiem zwany. Pamiętali go ci, którzy prastarych dziejopisarzy krasnoludzkich czytali. Nagash powrócił na czele armii ożywieńców po ponad tysiącu lat! Wdarł się do Sylvanii, gdzie stawili mu czoła wampirzy baroni (tak, tak – czasami jedno zło walczy o życie z innym, Chaos nie zna przymierzy dziatki moje). Ale wcześniej jeszcze wydarzyła się rzecz, która grozą przejęła wszystkich mieszkańców Starego Świata. Oto w Gehaimnisnacht, w Noc Tajemnicy, Morrslieb (jeden z dwóch księżyców, bo kiedyś były aż dwa!) wcześniej zgniłozielony, przybrał purpurową barwę. A potem rozpoczęło się piekło. To właśnie zwiemy dziś Potopem Plugastwa, Sztormem Chaosu lub po prostu Inwazją. Były to czasy takiego zamętu, strachu i bezładu, że trudno wszystkim rzeczom dać wiarę. Trudno je też w czasie należycie poukładać. Hm, od czego by tu...
Skończmy więc najpierw historię Nagasha, tfu! Otóż trupia, wciąż rosnąca w siłę armia Arcynekromanty przetoczyła się po Sylvanii i wdarła się do Krainy Zgromadzenia. Wiecie co to za prowincja, prawda? Ożywieńcy wyrządzili tam straszne szkody i niziołki nigdy tego nie zapomną... Nagash zaś skręcił ku Górom Szarym i Nuln, jakby czegoś szukając. A może po prostu nie chciał wchodzić w drogę Plugastwu, które szło z północy? Tak czy inaczej niedaleko Nuln odbyła się tak zwana Bitwa Magów. Poległ w niej kwiat wissenlandzkiego rycerstwa, tysiące landknechtów i najznamienitsi magowie Imperium. Zabił ich Nagash. Był nie do pokonania. W Nuln odbyła się Wielka Ewakuacja, której przewodziła księżna Liebowitz (plotki głosiły, że najpierw próbowała układać się z Czarnoksiężnikiem). Tymczasem Arcynekromanta nagle i niespodziewanie zawrócił i zatrzymał się. Czekał na coś, a może próbował zlokalizować rzecz, której szukał? Co to takiego było, pytacie? Nie mam pojęcia, to tylko taki mój pomysł smyki. Przyznam, ze chyba nieco głupi...
Nagash (niech go Chaos!) nigdy nie opuścił karczowisk nad środkowych Stirem. Podobno udało się kilku grupom awanturników zebrać do kupy różne magiczne artefakty i podstępem zniszczyć Czarnoksiężnika. Kto to zorganizował? Kiedy? Nie wiadomo. Samą akcję przeprowadziło podobno komando halflingów. Nie śmiejcie się, może i to prawda? Kto ich tam zna, tych niziołków? Wciąż są te maluchy strasznie cięte na nieumarłych, których niedobitki tu i ówdzie szwędają się po świecie, szczególnie u nas na południu. Nic a nic się ich halflingi nie boją.
No i tak to się skończyło. Po Nagashu zostało Kurhanie Polesie, strzeżone przez patrole.
Jednak to nie Arcynekromanta okazał się potwornością, z jaką Stary Świat niemal nie dał sobie rady. Kiedy ohydni szczuroludzie siali zarazę i śmierć w Tilei i Estalii a dziwaczne szkaradne elfy najechały Bretonię, Imperium zalał Potop Plugastwa. Fala żywych koszmarów oblała Góry Środkowe, unicestwiła Wolfenburg i inne miasta w okolicy i rozpełzła się w
każdym kierunku tracąc nieco na impecie. Jednak za nią posuwał się Chaos bardziej zorganizowany, przewodzony przez Wybrańca Czwórki Bogów Chaosu, zwanego Archaonem. Trudno mi o tym mówić, tak niedawno się to działo...
Cesarz Heinrich, wspomagany przez Młot Sigmara, na czele wielkiej armii Reiklandzkiej, ramię w ramię z hufami krasnoludzkimi, elfimi a nawet oddziałamiorków i wampirzych vladów (tak,tak!) w kilku bitwach próbował powstrzymać najeźdźcę. Archaon, na szczęście dla nas, musiał podzielić swoje siły na cztery oddzielne armie – podobno bestie Mrocznych Bogów nie chciały wędrować ze sobą ramię w ramię (a niech wszystkie sczezną!). I choć Imperatorowi udało się rozbić jedną z nich (Slaanesha), podczas którejś z licznych bitew został ciężko ranny. Młot przepadł. Groza ogarnęła Imperium. Część obrońców skupiła się wokół Middenheim, część w Altdorfie. Talabheim został odcięty.
Bretończykom, z pomocą potęgi Morskich Elfów udało się wreszcie odeprzeć Druchia i choć ich ziemie dziesiątkowała zaraza, pospieszyli na pomoc Imperium. Korpus Ekspedycyjny spłynął Reikiem aż do stolicy Imperium. Przywiózł pomoc ale i skaveńską zarazę...
O Talabheim nie chcę mówić. Miasto przetrwało. Ale za jaką cenę? Tamtejsi magowie, najwyraźniej wyposażeni w jakąś wielką moc przyzwali ponoć na pomoc demony nie lepsze od tych, które ich atakowały. Chaos starł się z Chaosem? Nie wiem. Talabheim przetrwało, choć zamknięci w mieście mieszkańcy podobno żywili się sobą nawzajem byle tylko przeżyć oblężenie... Nie ! Dość o tym! Dość!
Armie Chaosu rozeszły się. Jedna z Archaonem ruszyła na Middenheim, dwie pozostałe wzięły w kleszcze Altdorf. Wszystko wydawało się być przesądzone. I wówczas na nocnym niebie pojawiła się Kometa – znak Sigmara!
Oblężone Middenheim dzielnie się broniło a cesarz, choć umierający, poprowadził swych rodaków i sojuszników do boju. Rozgromił armię Nurgla! Ta bitwa nazywała się Cudem pod Altdorfem.
Ech, a potem znów wszystko zaczęło iść bardzo, bardzo źle. Choć wszyscy się modliliśmy do Dobrych i Prawych Bogów, przegrywaliśmy. Masy uchodźców parły na zachód. Miasta były przepełnione. Nadeszła zima i brakowało żywności. W stolicy wybuchła zaraza, cesarz Heinrich umarł... Nie było nadziei. Kiedy Altdorf dogorywał w oblężeniu, Middenheim padło. Miasto nie poddało się, zostało zdradzone! Czyż możecie to sobie wyobrazić, moje dzieci?! Armia Archaona, złożona z tworów Tzeentcha zrównała dumną Skałę Ulryka z ziemią... Potem zwróciła się ku Marienburgowi. A z północy wciąż przybywały posiłki dla Wybrańca Chaosu. To był koszmar...
I wówczas Sigmar powrócił! Jedyny Bóg, który nie opuścił swych dziadków w potrzebie!
W różnych punktach Imperium uderzył, zapowiedziany przez bliską już Kometę, Młot. Noce i dnie rozświetlała jasność jaśniejszą niż tysiąc słońc! Grzmot zatrząsł ziemią i na horyzoncie objawił się monumentalny Młot. Poraził on kilka razy zastępy Chaosu, lecz ich całkiem nie unicestwił. Widać Sigmar (chwała Mu!) chciał dać na szansę na dowiedzenie własnej wartości.
Przybyła wreszcie z Nuln odsiecz (w tym tileańczycy i ludzie z Księstw Granicznych oraz Przeskoku) starła się z oblegającą Altdorf armią. Archaon, z którego magią nic nie mogło się mierzyć, ruszył na pomoc zastępom Khorne’a wyniszczając Las Laulelorn, gdzie biły się z nim podobno same drzewa i jakieś prastare, prawe istoty. Kiedy doszło do rozstrzygającej bitwy, w okolicy Carroburga, Sigmar znów nas wspomógł. Krwawy Księżyc – Morrslieb – niespodziewanie eksplodował. Potem kapłani wytłumaczyli nam, że to Święta Kometa musiała uderzyć w złowrogi księżyc i tym to sposobem potęga Chaosu, złowroga magia, straciła swą siłę. Podobnoż Archaon i jego przyboczni po prostu zniknęli. Armie Chaosu poszły z miejsca w rozsypkę, wiele kreatur natychmiast zmarła a my nie daliśmy spokoju reszcie, póki jej prawie całej nie wytłukliśmy. Cóż, wiele bestii zbiegło w głąb kniei. Bardzo wiele ukryło się w Górach Środkowych, zwanych teraz Spaczonymi. Zajęły tam stare twierdze i pobudowały swoje. Północ wciąż stoi w ogniu....
Po eksplozji Morrslieba długo spadały na świat jego kawałki, zapadła trwająca trzynaście dni Długa Noc, rozświetlana tylko przemykającymi po niebie odłamkami. Potem wróciło słońce.
Uff, mam już dość na dzisiaj. Dosyć. Wojna się już skończyła. Sigmar nas ochronił. Dał nam ostatnią szansę!
Morrslieb pękł prawie trzy miesiące temu, na pewno pamiętacie to i Długą Noc. Niedługo Elektorzy zbiorą się by wybrać nowego cesarza. Trzeba też wybrać nowego Teogonistę, czy odnowi on śluby Dualistyczne? Mówi się przecież o tym, że to Sigmar jest jedynym prawdziwym bogiem...
Ale to już inne sprawy moje dzieci. Póki co musimy zaleczyć rany i pochować zmarłych."
uff, to tyle..
Powtarzam, zaczynamy od początkujących bohaterów.Czekam na chętnych.