Udało mi się obejrzeć "Dylan Dog - Dead of the Night" i oprócz kilku smaczków z komiksowego Dylana to jest to słaby film. Tych kilka smaczków takich jak: Craven Road, nr rejestracyjny samochodu Dylana, jego zdjęcie w przebraniu Groucho, sejf ukryty za plakatem z braćmi Marx i wampir o imieniu Sclavi. Akcja filmu rozgrywa się w Nowym Orleanie, gdzie Dylan do czasu przejścia na emeryturę był rozjemcą (chyba można to tak nazwać) między nieumarłymi. Z emerytury ściąga go sprawa morderstwa popełnionego przez wilkołaka i zaginiony artefakt zwany "sercem Beliala", za pomocą którego można wezwać demona (oczywiście Beliala) i zapanować nad nim, aby służył właścicielowi artefaktu. W śledztwie pomaga Dylanowi Marcus. W filmie pojawiają się wilkołaki, wampiry, zombie, ghoule (czyli ludzie uzależnieni od wampirzej krwi). Zamierzeniem twórców chcących rozśmieszyć widza było (przynajmniej ja tak uważam) wprowadzenie targu na którym zombie mogli zakupić sobie brakujące części ciała oraz kółko wspomagające zombiech, którzy nie mogli pogodzić się z "życiem" jako żywe trupy. Przez blisko 100 minut filmu Dylan powinien był zginąć co najmniej 5 razy (lub przynajmniej skończyć w szpitalu). Jak dla mnie ten film obejrzeć warto chyba tylko po to, aby wyłapać jak najwięcej nawiązań do komiksu.